czwartek, 8 grudnia 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Nie byłem zachwycony z jego słów, czemu on mi tutaj dyktuje jakieś warunki? I jeszcze o to pytanie o drogę, o co mu tak właściwie chodziło? Może czasem jestem głupi, a dzisiaj dodatkowo jeszcze zaspany, no ale kompletnie nie rozumiałem, co skąd taki tekst. Najwidoczniej nie ja potrzebowałem snu, a mój kochany anioł, bo gada jakieś rzeczy kompletnie z czapy. 
- Zamienianie się nie ma sensu, bo nie będę potrafił spać wiedząc, że męczysz się z dziećmi. I zajmowanie się jednym dzieckiem też nie ma sensu, bo skoro oboje są tak samo chorzy i markotni, mogą spać w jednym pokoju. I skoro jedna osoba może zajmować się nimi oboma, to druga może odpocząć – powiedziałem, przyglądając się mu lekko naburmuszony. 
- Nie będę mógł zasnąć, kiedy nie będzie cię obok mnie... – zaczął, ale ja mu nie uwierzyłem, a to z bardzo prostego powodu. 
- Dzisiaj w nocy jakoś spałeś – zauważyłem, popijając gorącą herbatę. Tak, zdecydowanie wolałem kawę i zrobię ją sobie później, jak już Miki pójdzie spać, bo za chwilę znowu będzie mi marudził, że kawa jest niezdrowa. Niech mi najpierw przedstawi na to dowód, to mu uwierzę, a do tej pory będę pił tą kawę tyle, ile tylko mi się podoba. 
- Ale nie odpocząłem, a przynajmniej nie tak bardzo, jak bym chciał – odpowiedział, dalej uparcie trzymając swego. Ja swoje, i on swoje, i co z tego wyniknie, to nie mam pojęcia, ale mam nadzieję, że nie kolejna kłótnia, bo nie mam na nią za bardzo siły. – Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz – dodał, patrząc na mnie z krytycznym wzrokiem. 
- No i oboje następnego dnia będziemy zmęczeni, nie wiem, jak damy sobie radę dnia następnego – westchnąłem cicho, nie mając siły na przekonywanie go, że siedzenie we dwójkę jest bez sensu. 
- Cóż, więc mam do ciebie jeszcze jedną propozycję. Ty pójdziesz dzisiaj spać, a ja posiedzę z dziećmi, a jutro zrobimy odwrotnie. I tak, dopóki nie wyzdrowieją, albo chociaż nie będą w miarę spokojne w nocy – zaproponował, na co westchnąłem cicho. W sumie, to miał troszkę sensu... tylko pytanie, czy by się do tego stosował. Raz mi mówi, że obudzi mnie wtedy, kiedy dzieci wstaną, a później okazuje się, że wszyscy są na nogach, tylko ja wstałem najpóźniej... pod warunkiem, że w ogóle zasnę, bo jednak jak Mikiego nie ma obok mnie, ciężko mi zmrużyć oko. Musiałbym być naprawdę zmęczony, by tak przespać kilka godzin bez żadnego budzenia się. Zazwyczaj nie wytrzymywałem i już po takich dwóch, trzech godzinach się przebudzałem, nawet pomimo zmęczenia. 
- Pomysł wydaje się dobry, ale nie wierzę, że się uda. Jak miałbym spać bez mojej kochanej Owieczki? – zapytałem, uśmiechając się do niego głupkowato. 
- Może na twoje następne sprawie ci jakąś przytulankę... – powiedział złośliwie, niby to zastanawiając się nad tym pomysłem. 
- Ale to nie może być jakaś tam pluszanka, tylko wyjątkowa. Najlepiej, gdyby to była taka wielka owieczka. I pluszowa. Ale gdzie ty taką znajdziesz, to ja nie wiem – odpowiedziałem żartobliwie, zerkając w stronę salonu. Że dzieciom nic nie jest po spaniu na takiej kanapie, to ja w szoku jestem. Chociaż, jak ja byłem młodszy, też takie rzeczy mi nie przeszkadzały... tak, młodość to jednak piękna rzecz, aż trochę mi za nią tęskno, bo nie dość, że byłem jakiś taki bardziej ruchliwy, i ogólnie chyba też bardziej taki lepszy charakter. A głupi byłem tak samo, jak i jestem, więc chociaż w tym na jedno wychodzi. – Chyba je zaniosę na górę. Powinny spać w swoich łóżkach, nie na tej nieszczęsnej kanapie – dodałem, odkładając herbatę. 
- Nie obrażaj tej kanapy, jest całkiem wygodna – usłyszałem w odpowiedzi oburzony głos męża. 
- Powiedz to moim plecom, one zbytnio zachwycone nie są – powiedziawszy to, rozciągnąłem się leniwie, w końcu nie czując tego uporczywego bólu. I że ja planuję za jakieś trzy, cztery lata wyruszyć z Mikleo na wyprawę... przecież moje plecy nie potrafią spać na kanapie, a co dopiero na twardej ziemi... no, to będzie bardzo ciekawe doświadczenie. Rozleniwiłem się troszkę przez te wszystkie lata, które tutaj spędziłem, a wbrew pozorom aż tak dużo ich nie jest. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz