poniedziałek, 19 grudnia 2022

Od Mikleo CD Soreya

 Cóż, potrzebowałem kilka naprawdę długich chwil na zastanowienie się nad jego pytaniem, naprawdę nie mając pojęcia co mam mu powiedzieć. Bo tak szczerze nie miałem zielonego pojęcia, o tym, jak długo może to wszystko potrwać. Walka z demonem to jedno, ale pokonanie go, to już zupełnie inna sprawa a jak oboje dobrze wiemy, demony świetnie się maskują, nawet możemy nie wiedzieć, że jest wśród nas.
- Chciałbym ci odpowiedzieć z pełną pewnością w głosie, jednakże nie mogę, bo ani ja, ani ty nie możemy określić tak szczerze, ile czasu nam to może zająć, możemy mieć tylko nadzieję, że niw będzie to zbyt długi czas, przez który Alisha może zwariować z Merlinem - Odezwałem się, mówiąc mu tylko to, co myślałem, nie chcąc, aby za bardzo nastawiał się na szybki powrót ani tym bardziej na jego brak. Chce, tylko aby był świadom, że nie jestem w stanie określić, kiedy wrócimy, bo nie znamy przeciwnika ani jego sposoby walki, która może naprawdę nas zaskoczyć jak każdy przeklęty demon.
- Wiem, zdaje sobie z tego sprawę, chciałem tylko poznać twoją opinię, która jak widzę, niczego nie jest w stanie mi rozjaśnić - Przyznał, opierając podbródek na mojej głowie.
- Rozumiem, ale nie jestem w stanie ci na ten temat pomóc, a teraz proszę, spróbuj już zasnąć, jutro czeka nas ciężki dzień - Poprosiłem, zamykając swoje oczy.
- Dobrze, spróbuję. Dobranoc owieczko..
- Dobranoc skarbie - Wymruczałem, już w pół śnie, powoli odpływając do krainy Morfeusza, gdzie nie musiałem się niczego brać, niczym przejmować a co najważniejsze odpoczywać i tylko to miało znaczenie.

Dnia następnego obudził mnie pocałunek, z powodu którego od razu otworzyłem zadowolenia oczy, doskonale wiedząc, kto wybudza mnie ze snu, w tak dla mnie przyjemny sposób.
- Dzień dobry laleczko - Wymruczał, jakoś tak wyjątkowo chyba wypoczęty z całkiem dobrym humorem, a to bardzo miłe widzieć go wypoczętego przynajmniej w tak ważnym dniu.
- Dzień dobry - Uśmiechnąłem się do niego, podnosząc do siadu, cicho wzdychając. Co jak co ale pora wstać, przebrać, coś zjeść i przygotować się do poszukiwania demona i helionów.
- Widzę, że ty już jesteś gotowy do wyprawy - Odezwałem się, widząc jego przebranie.
- Wyspałem się i nie tracąc czasu, zacząłem szykować do wyjścia - Wyjaśnił, na co sam kiwnąłem głową, wysłać z łóżka idąc do łazienki, gdzie przygotowałem się do wyjścia, dopiero wtedy zabierając swojego męża ze sobą do jadalni, gdzie było już wszyscy.
- Nareszcie jesteście - Odezwała się Edna.
- Daj im spokój, musieli się nacieszyć sobą - Odezwał się głupio Zaveid, co za głupki tylko jedno im w głowie.
Nie komentując tego, przewróciłem jedynie oczami, siupiając się na słowach Arthura, który opowiadał nam plan działania. A z tego, co rozumiałem nie był on do końca dopracowany, mamy złapać i zabić demona, już widzę, z jaką łatwością nam to wychodzi. Nie komentowałem tego, mimo wszystko ruszając za pasterzem wychodzącym z gospody, poszukując demona utrudniającego życie tym biednym ludziom...
Szukanie jednak nie zajęło nam wcale tak dużo czasu, jak wcześniej przypuszczaliśmy, demon sam wyszedł nam na przywitanie, tak jakby tylko czekał na nasze przybycie. Wypuszczając na nas heliony, samemu atakując, z powodu czego rozpętała się prawdziwa wojna, którą zaczęliśmy przegrywać a wszytko to z powodu ilości wrogów.
- Mam tego dość! - Krzyknęła Edna, nie czekając a naszą reakcję uderzające pięścią z całej siły w ziemię, która zaczęła się zapadać nie tylko pod nogami naszych wrogów, ale i nas samych.
Nim jednak zdążyliśmy zareagować, wpadliśmy pod ziemię, mocno zderzając się z podłożem.
Obolały podniosłem się powoli z ziemi, odczuwając ból głowy, szukając wzrokiem męża.
- Sorey, gdzie jesteś? - Zawołałem, zmartwiony nieobecnością mojego męża. Niepewnie pojęcia gdzie jest on, gdzie jestem ja i gdzie jest cała reszta serafinów.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz