niedziela, 4 grudnia 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Oczywiście bez gadania zająłem się zmywaniem, nie mając z tym żadnego problemu i ciesząc się z tego, że mogę mu jakoś pomóc. Przecież od właśnie tego tu jestem, by mu pomagać, to po pierwsze, a po drugie i tak nie mam nic innego do roboty. Z tego co widziałem, Misaki nie potrzebowała na razie żadnej pomocy w pracy domowej, Merlinem zajmował się mój mąż, zwierzaki... No właśnie, miałem się zająć wyczesaniem Coco, by była piękna i wspaniała. No, to chociaż będę miał co robić, jak już ogarnę kuchnię. I przeniosę budę z szopy na zewnątrz, Cosmo w końcu musi zaznajomić się ze swoim nowym małym domem. 
– Dziękuję – usłyszałem, kiedy już powycierałem wszystkie naczynia i pochowałem je do szafek, dzięki czemu w kuchni panował ład i porządek. – Jeszcze tylko to – dodał, podając mi naczynia po obiedzie Merlina. 
– Pewnie. Nie dał ci za bardzo w kość? – dopytałem, odbierając od niego naczynia. 
– Nie, to istny aniołek. Masz jakieś plany na później? – dopytywałem dalej, nie opuszczając kuchni. 
– Muszę budę przenieść, o ile farba zdążyła wyschnąć. A później chciałem wyczesać Coco. A dlaczego pytasz? – odpowiedziałem mu, odwracając się w jego stronę. Pozmywanie po naszym synu to była zaledwie chwila, i już po tym mogłem poświęcić całą uwagę bijemy mężowi. 
– No wiesz, tak po prostu pytam. Chciałbym spędzić z tobą trochę czasu – wyjaśnił mi, uśmiechając się do mnie delikatnie. I w tym samym momencie z salonu dobiegło głośne "Mama!". 
– Do tego mieliśmy czas wczoraj, słońce – odpowiedziałem, wzdychając cicho. Teraz dopiero będziemy mieć dla siebie trochę czasu dopiero wieczorem, ale wtedy jedyne, na co będziemy mieć siłę, to na wspólną kąpiel, przytulenie się i zaśnięcie. A przynajmniej ja będę miał tylko na to siłę, bo byłem przekonany, że Miki tej energii będzie miał za dużo, no ale oczywiście mi się do tego nie przyzna, bo i po co. – Teraz będziesz trochę bardziej rozchwytywany, nie tylko przeze mnie. 
– No tak, jakże mógłbym o tym zapomnieć – mój mąż westchnął cicho, chyba nie do końca pocieszony. 
– Pomóc ci z nim? – zapytałem, nie chcąc go zostawiać samego z dzieckiem. 
– Nie, jak będę potrzebował pomocy, to cię o nią poproszę. I jeszcze raz bardzo, ale to bardzo ci dziękuję, że zgodziłeś się na ten weekend Misaki – odparł, podchodząc do mnie, by móc pocałować mnie w policzek. 
– Mam tylko nadzieję, że nie będę tego żałował – przyznałem, nie czując się z tą decyzją dobrze, no ale jakoś to przeżyję. Jeszcze nie do końca wiem, jak, ale jakoś będę musiał przeżyć ten weekend. Najlepiej byłoby, gdybym znalazł sobie coś do roboty, by nie musieć się przesadnie zamartwiać. Co to mogłoby być, nie miałem pojęcia, ale trochę czasu do namysłu miałem, więc może na coś wpadnę. 
– Mama, cho – zniecierpliwiony tym, że mamusia do niego nie przychodzi, Merlin postanowił wziąć sprawy we własne ręce. 
Mikleo poszedł za naszym synem do salonu, a ja wyszedłem na dwór, by przenieść tę nieszczęsną budę. Zdecydowanie za długo ją robiłem, jej budowa powinna mi zająć zdecydowanie mniej... Troche się ociągałem, gdyby Mikleo mnie tak nie powstrzymywał, na pewno zrobił ją szybciej, no ale nie, w końcu musiałem odpoczywać... To był zdecydowanie jeden z najgorszych okresów w moim życiu, ileż w końcu można leżeć w łóżku i wypoczywać. Miki mógł to robić, bo na to zasługiwał, ale ja byłem głową rodziny, więc musiałem o nią dbać, proste. Szkoda tylko, że mój mąż nie potrafił tego zrozumieć, wtedy moje zadanie byłoby całkiem prostsze.

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz