sobota, 24 grudnia 2022

Od Mikleo CD Soreya

Powoli otworzyłem oczy, gdy tylko do moich uszy dobiegł dźwięk pukania do drzwi, zaspany podniosłem się do siadu, patrząc na otwierające się przez męża drzwi, za którymi srała pani jeziora.
- Dzień dobry - Przywitała się, z czym nie do końca chciałem się zgodzić, dla kogo dobry dla tego dobry, dzięki pasterzowi dla mnie to nie będzie dobry dzień i z tego, co widzę dla mojego męża też nie. I chociaż chciałbym mu wybaczyć jego słowa, na razie nie umiem, to co powiedział, bardzo mnie zabolało, jesteśmy małżeństwem od dziesięciu lat i mimo niejednej sytuacji, która w nas uderzyła, zawsze byłem przy nim, a on potrafi powiedzieć mi coś takiego? Może faktycznie to we mnie jest problem i ta jego złość jest słuszna, może powinienem mu odpuścić tę złość tylko, że nie umiem, nie teraz, nie w tej chwili. - Będziemy wyruszać za kilka minut, przygotujcie się proszę, czekamy na was przed gospodą - Dodała, widząc nasze skwaszone miny mówiące więcej niż tysiące słów.
Nie mówiąc nic, kiwnąłem głową, wstając z łóżka, Sorey zamienił natomiast kilka słów z panią jeziora, a ja zamknąłem się w łazience, doprowadzając do siebie przed podróżą...
Powrót do domu był bardzo ciężki, napięcie między moim mężem a pasterzem było bardzo wyczuwalne, do tego brak rozmowy z mężem wcale w niczym nie pomagał, chciałbym z nim porozmawiać, przytulić się, ale gdy tylko o tym myślę, widzę przeszkód oczami naszą kłótnię i słyszę, wypowiedziane przez niego słowa od razu tracę na to ochotę.. Mój panie to naprawdę ciężki dzień.

Do zamku wróciliśmy wieczorem, przez całą drogę nikt się nie odzywał, a do powrotu milcząc, każdy odczytał napięcie, które bał się przerwać, żegnać się dopiero przed zamkiem tym samym dopiero się odzywając przynajmniej ci, którzy mieli na to ochotę, a nie każdy miał i nikt tego nie ukrywał.
- Tata, mama - Zawołały dzieci, podbiegając do nas, mocno się przytulając. Jak dobrze być już w domu.
- Musimy porozmawiać - Odezwała się Alisha od razu po przywitaniu się z nami. W pierwszym momencie bałem się, że dzieci coś zrobiły jednak gdy usłyszeliśmy słowa królowej, z mojej piersi wydostało się ciężkie westchnięcie. Że akurat musiała ten nieszczęsny dar odziedziczyć po mnie.
- Przepraszam cię Alisha za jej zachowanie, porozmawiam z nią, obiecuję i bardzo dziękuję za opiekę nad naszymi dziećmi - Odezwał się pierwszy Sorey, przepraszając za zachowanie naszego dziecka, musząc Alishy wszystko wytłumaczyć, nim ta puściła nas z dziećmi do domu. Ten dzień nie mógł zakończyć się jeszcze gorzej.
Powrót do domu był zbawieniem, od razu jakoś tak mi się nastrój poprawił, jednak w domu to w domu.
Misaki od powrotu do domu i rozmowy z tatą nie odstępowała go na krok, już nawet Merlin spał w swoim pokoju a ona wciąż chodziła za tatusiem.
- Mogę spać z wami? - Zapytała, gdy mieliśmy kłaść się do łóżka, a nasza gwiazda wciąż wychodziła z pokoju, nie mogąc zasnąć.
- Jeśli to cię uszczęśliwi - Zgodziłem się widząc, że bez tego nie zaśnie, najwidoczniej za bardzo przejęła się tym, co jej się przyśniło, moje biedactwo oby tylko na tym śnie się skończyło.
Misaki zadowolona wskoczyła do łóżka, między nas przytulając się do taty, którego nie chciała spuszczać z oka, nie komentując tego, położyłem się po prostu do łóżka na swojej połowie, która była nie za dużą z powodu obecności większego dziecka wtulając twarz w poduszkę, co prawda chętniej wtuliłbym się w męża, co było niemożliwe, wciąż się na niego złościłem, chociaż już znacznie mniej, a mimo to nie zamieniłem z nim od rana żadnego słowa, wciąż trawiąc to, jak to ślinię się do innych facetów...

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz