niedziela, 4 grudnia 2022

Od Mikleo CD Soreya

Skupiając się na pracy, wykonywanej przez moje dłonie w pierwszej chwili nie zwróciłem nawet zbyt wielkiej uwagi na męża, troszeczkę złoszcząc się jeszcze na jego słowa, w sumie to nie do końca wiedząc, czy sobie żartował ze mnie, czy mówił bardzo poważnie, tym bardziej mówiąc do mnie w tak dziwny sposób.
- I jesteś pewien, że o tym wiesz? - Dopytałem, przestając na chwilę skupiać się na mojej pracy.
- Oczywiście, Miki proszę, ja tylko sobie żartowałem - Powtórzył ponownie nie przestając przytulać się do moich pleców, uniemożliwiając mi dalszą swobodę ruchu.
Wzdychając cichutko, odłożyłem trzymany w dłoni ręcznik, odwracając się w jego stronę w milczeniu, przyglądając mu się kilka dłuższych chwil, nim położyłem dłonie na jego ramionach, delikatnie się do niego uśmiechając.
- To ja przepraszam, nie powinienem był się na ciebie złościć, powinienem się tego spodziewać, tym bardziej że ja sam często żartuje sobie z moich kochanków, a jednak gdy ty to powiedziałeś, poczułem złość, obawiając się tego, że naprawdę w to wierzysz - Odpowiedziałem, mówiąc mu szczerze to, co w tamtej sytuacji poczułem.
- Naprawdę? Chciałem tylko sobie pożartować - Przyznał, przytajać mnie do siebie a ja cóż odwzajemniłem jego gest, kochając go, kochając nad życie, a mimo wszystko obrażając się czasem za tak zwyczajne głupoty, jak te.
- To już nieważne, nie roztrząsajmy tej sytuacji, nie chce się z tobą kłócić, to mnie męczy - Przyznałem, zgodnie z własnym sumieniem i odczuciem.
- I ja nie chce tego robić moja mała owieczko - Wyznał, składając delikatny pocałunek na moim czole.
- A więc tego nie róbmy dobrze? - Poprosiłem, kładąc dłonie po obu stronach jego policzka.
- O ile znów się nie obrazisz - Zaśmiał się, lekko mnie podszczypując, co za złośnik, aby tylko mu uszami ta złośliwość nie wyszła.
- Oczywiście, bo to przecież moja wina - Lekko rozbawiony ucałowałem jego usta, w tym samym momencie słysząc nawoływanie naszego synka. - Cóż było miło, ale muszę już wracać do obowiązków tatusiu - Dodałem, odchodząc od męża, pozostawiając go samego w sypialni, cóż jest duży, na pewno sobie świetnie sam poradzi, a jeśli tylko zechce, może do mnie, a raczej do nas dołączyć.
 - Co się dzieje maluchu? - Zwróciłem się do syna, gdy tylko pojawiłem się w salonie.
- Mamo pobaw się ze mną - Poprosił, chwytając moją dłoń, gdy tylko zszedłem ze schodów.
- Dobrze, pobawię się z tobą - Zgodziłem się, siadając z synem na kanapie, bawiąc się z nim wszystko tylko co chciał.
Sorey nie mogą chyba zbyt długo wytrzymać bez nas, zjawił się w salonie szybciej niż myślałem, przyłączając się do nas.
- Co robicie? - Zainteresowany zerknął na stół pełen kredek i kartek do rysowania.'
- Merlin chciał rysować, a ja nie miałem nic przeciwko temu, aby to uczynił - Przyznałem, biorąc kredki leżące na stole, aby również cos narysować.
- A widzę, że i ty wciągnąłeś się w całe to malowanie - Zaśmiał się cicho, głaszcząc mnie po włosach.
- Jak by słyszała to nasza córka, powiedziałby ci, że rysuje, a nie maluje - Przypominałem mu, nie odwracając wzroku od rysunku przeze mnie wykonywanego.
- No tak maluje się farbami, rysuje kredkami ach ja głupi - Przypominał sobie, kładąc dłoń na czole.
- Daj spokój, nie jesteś głupi, ja też mam problem z tym rozróżnianiem tego - Przyznałem, zgodnie z prawdą podnosząc głowę znad kartki. - A mówiąc o naszej księżniczce, już wstała - Gdy to powiedziałem Misaki, zaczęła powoli schodzić ze schodów, podchodząc do tatusia, do którego bez słowa się przytuliła, wyglądając na dziwnie osłabioną.
- Sprawdź, czy nie ma temperatury - Odezwałem się cicho do męża, ze zmartwieniem w oczach zerkając na dziecko.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz