Zaczynam powoli mieć wrażenie, że im Mikleo jest starszy, tym jest gorszy do zniesienia podczas pełni. Albo to po prostu staje się coraz to słabszy i za nim nie nadążam, tak też może być, w końcu podczas kiedy Miki staje się silniejszy, ja staję się słabszy, taka już kolej rzeczy... ale dzisiaj Mikleo był wyjątkowo upierdliwy, łagodnie rzecz ujmując. Myślałem, że gdyby tylko mógł, to zniósłby mi jajko. Jak już teraz nie daję się sobie z nim rady, to co to będzie później, jak będę jeszcze starszy...? A nie mogę go nigdzie puścić samego, dopóki demon w nim jest. Trzeba będzie się także zająć nim i jakoś się go pozbyć, bo najwidoczniej zamknięcie go w umyśle Mikleo to za mało.
- W normalnych okolicznościach bym cię puścił – powiedziałem, kończąc sprzątać kuchnię. Przyznam, byłem trochę padnięty, ponieważ dzieci wyjątkowo chciały mojej uwagi, no i też jeszcze musiałem zwracać uwagę na to, czy Mikleo niczego dziwnego nie kombinuje.
- A to nie są normalne okoliczności? No przecież nic złego nie zrobię – Mikleo dalej próbował mnie przekonać do swojego zdania.
- Masz demona w sobie, pamiętasz? Podczas pełni nie panujesz nad sobą, dzięki czemu przejmuje nad tobą kontrolę – przypomniałem mu łagodnie, chowając do szafek już suche naczynia.
- Ale panuję nad nim. Od dawna nie miał nade mną kontroli, nic mi nie będzie – kontynuował, nie chcąc odpuścić.
- Nie udało mu się to, bo cały czas byłem z tobą. Daj mi chwilkę, już kończę ogarniać kuchnię i pójdę z tobą, skoro tak bardzo nie możesz wytrzymać – odpowiedziałem, chwytając za ścierkę, by przetrzeć blat.
- Ale tylko się zmęczysz, i zmarzniesz, i nie ma powodu, byś ze mną szedł.
- Albo poczekasz i pójdę z tobą, albo zostajesz w domu – postanowiłem postawić mu ultimatum wiedząc, że nic innego do niego nie przemówi, a ja nie miałem za bardzo siły, by prowadzić z nim bezsensowną konwersację.
- A jak nie zostanę, to co mi zrobisz?
- Jeśli nie dasz mi wyboru, to zamknę cię w środku.
Mikleo oburzył się na moje słowa, ale pomimo tego grzecznie usiadł na krześle, zdecydowanie na mnie obrażony. I niech sobie będzie, nie chcę, by powtórzyła się sytuacja jak ze starą nauczycielką Misaki. Owszem, Mikleo, czy może raczej ten demon jej nie skrzywdził, ale nadal nie wiadomo, co się z nią stało i gdzie się podziała. Poza tym też nie wiadomo, ile wcześniej osób skrzywdził, w końcu ile razy Mikleo wracał w podartych, zakrwawionych ubraniach...? Jak już teraz jestem bogatszy o tę wiedzę, nie zostawię go samego podczas pełni, chociażby mnie o to prosił i błagał. Tu rozchodzi się nie tylko o jego dobro, ale i o bezpieczeństwo innych ludzi.
- Skończyłem, możemy iść – odpowiedziałem, kiedy w końcu wszystko było gotowe. Kuchnia czysta, zwierzaki nakarmione, ja najchętniej położyłbym się do łóżka, no ale teraz musiałem zająć się jeszcze mężem.
- Teraz to ja już nie chcę – burknął, kładąc głowę na blacie.
- W takim razie co chcesz? – zapytałem, odsuwając krzesło, by usiąść obok niego.
- Nie wiem. Albo wiem. Chcę ciebie – ledwo to powiedziawszy gwałtownie wstał ze swojego krzesła i nim się zorientowałem, usiadł na moich kolanach, zarzucając ręce na moją szyję. To niesamowite, jak szybko z takiego lekkiego depresyjnego stanu przeszedł do wesołego, zadziornego, rozochoconego aniołka. Naprawdę jestem na niego za stary, nie potrafię nad im nadążyć...
- Może moja Owieczka ma jeszcze jakieś specjalne życzenia? – zapytałem, kładąc swoje dłonie na jego pośladkach wiedząc, że nie mogę go zawieść. Będę musiał mu teraz zapewnić rozrywkę aż do rana, by mi nigdzie nie uciekł. Misaki chyba będzie miała jutro wolne od szkoły, bo nie wiem, czy będę miał siłę, by rano wstać i ją odprowadzić...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz