wtorek, 13 grudnia 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Na słowa mojego męża westchnąłem cicho, pomagając mu oczywiście w sprzątaniu kuchni, korzystając z chwilowego spokoju. Już wkrótce ten spokój się zakończy, dlatego póki go mamy, trzeba jak najwięcej z niego korzystać. I jeszcze dobrze byłoby wypocząć, w końcu czeka nas ciężka walka, a przed taką ważną walką jest to, by być wypoczętym. 
- Poczekaj, jeszcze Merlin został – odpowiedziałem, zabierając się do zmywania. 
- Uważasz, że on też może mieć taki etap? – dopytał, podając mi naczynia do umycia. 
- Każde dziecko ma taki etap. Ale wtedy będę miał przynajmniej dogodniejsza wymówkę – powiedziałem, uśmiechając się do niego głupkowato. 
 - Och? Czyżby? A jaka to będzie wymówka? – zapytał z powątpieniem. 
-  Starość, słońce, starość – na moją odpowiedź prychnął cicho. – Nie ma co się śmiać, przecież z dnia na dzień nie młodnieję. 
- Nie przesadzasz aby trochę? Nie jesteś aż taki stary, jeszcze przed tobą całe życie – powiedział, ewidentnie chcąc mnie pocieszyć  troch podnieść na duchu. 
- Nie mogę spać na kanapie, bo potem każdy mój mięsień krzyczy z bólu, zaczynają mi się pojawiać siwe włosy, zmarszczki... jak to nie jest starość, to ja nie wiem co – wyjaśniłem, odkładając ostatnie naczynia na suszarkę. I w ten sposób po obiedzie było już posprzątane. – Idę do młodej, pomóc ci w czymś jeszcze? – dopytałem, odwracając się w jego stronę. 
- Lepiej nie, bo jeszcze w plecach ci coś strzyknie, mój staruszku. Nie patrz tak na mnie, sam zacząłeś – dodał, widząc mój niezadowolony wyraz twarzy. 
- Tak, a ja kocham, kiedy mnie tak podtrzymujesz na duchu – powiedziałem, cicho wzdychając. Na mojego męża zawsze mogę liczyć. 
- A ja kocham ciebie. Leć już do niej, bo się pewnie nie może doczekać, aż jej ukochany tatuś do niej przyjdzie – odparł, uśmiechając się do mnie słodziutko. 
Reszta dnia minęła mi bardzo spokojnie. Pomogłem Misaki w językach, jak zawsze służąc jej dobrą radą; dziewczynka jeszcze próbowała mnie przekonać do tego, że powinniśmy się zdecydować na jeszcze jedno dziecko, ale pozostałem nieugięty. Mi w zupełności wystarczało jedno, biologiczne dziecko, a że Miki chciał mieć jeszcze jedno, nie mogłem mu odmówić. Poza tym, jeżeli miałbym tak jeszcze raz przeżywać to ząbkowanie, dzielenie łóżka z mężem i dzieckiem, nocne płakanie, kobiece ciało męża... nie, nie, nie, ta trójka, którą mam, w zupełności mi wystarczy. 
Później nadeszła pora na kolację, po której wygoniłem dzieci do kąpania, ponownie pomagając Mikleo w sprzątaniu, dzięki czemu poszło nam znacznie szybciej. Po tym ja poszedłem upewnić się, ze nasza córka grzecznie położyła się spać, a moja Owieczka miała zająć się naszym synem. Misaki faktycznie grzecznie leżała w łóżku, ale oznajmiła mi wszem i wobec, że mam dokończyć opowieść mamy, czyli dzień, w którym poznaliśmy ciocię Alishę. A więc teraz już nie książki, tylko opowieści...Rany, jak to dziecko szybko dorasta... dokończyłem więc opowieść, otuliłem ją dokładnie kocykiem i pocałowałem w czoło na dobranoc. Moje słoneczko kochane, szkoda, że dorasta tak szybko...
Wróciłem do sypialni, ale Mikleo jeszcze nie było. Postanowiłem więc zadbać o to, byśmy mieli ciepło, rozpalając ogień w kominku. Podczas tego zacząłem zastanawiać się nad walką, która na nas czekała. Będziemy prawdopodobnie walczyć nie tylko z demonem, ale i z jego helionami, a jak dobrze pamiętam, oczyszczanie ze zła zabierało mi bardzo dużo energii, a kiedy ostatni raz to robiłem, byłem znacznie młodszy. I zdrowszy. Obym im tylko bardziej pomagał niż przeszkadzał...
Czując ręce męża na swoich ramionach wyrwałem się z zamyślenia i odwróciłem głowę w jego stronę, uśmiechając się do niego delikatnie mając nadzieję, że nie spostrzegł mojego zamyślenia. W końcu, nie ma o co się martwić, a na pewno by się martwił... 
- Czyżbyś myślał o tym demonie? – zapytał, a ja westchnąłem cicho. No i tyle by było z ukrywania swojego zmartwienia. 
 - Trochę tak. To będzie trudna walka, a ja boję się, że coś może ci się stać – przyznałem, cicho wzdychając. To, że mi się coś stanie, to nic, ale jeżeli coś stanie się Mikiemu przez moją niedołężność, to nigdy sobie tego nie wybaczę...

<Aniele? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz