sobota, 3 grudnia 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Na moment się zastanowiłem nad jego pytaniem, czy ja chciałem coś jeszcze z domu? Jeść nie chciałem, bo i po co jeść śniadanie, później mi będzie tylko ciężko na żołądku i będę cały dzień zmęczony, a poza tym o nic innego bym prosić nie mogłem. Poza kawą oczywiście, no ale o to już go poprosiłem. 
- Na razie nie, ale później będę miał do ciebie prośbę. Nie mam żadnej farby, a trzeba będzie tę budę pomalować – powiedziałem mimo wszelkich sprzeczności i uśmiechnąłem się do niego delikatnie. 
- Chcesz, abym poszedł do miasta i ją kupił? – zapytał, tak dla pewności, patrząc na mnie z lekkim niedowierzaniem. Też nie wierzę sam w swoje słowa, no ale coś mu wczoraj obiecałem i teraz trzeba tego słowa dotrzymać. 
- Tak, ale nie musisz tego robić teraz zaraz, ale później. Teraz sobie zjedz i odpocznij – poprosiłem, powracając do kończenia budy. 
Zauważyłem kątem oka, że Mikleo uśmiechnął się do mnie delikatnie, a następnie podszedł i delikatnie ucałował mnie w policzek, po czym wyszedł z szopy. Oby tylko nikt go nie skrzywdził w drodze do miasta, albo w drodze powrotnej, bo będę tego żałował i już więcej go nigdzie nie puszczę, a przynajmniej nie samego... chociaż, wczoraj mu się nic nie stało, więc może i dzisiaj będzie dobrze? Oby było, bo zabiję każdego, kto chociażby na niego krzywo spojrzy.
Miki wrócił do mnie po kilkunastu minutach z kubkiem gorącej kawy, która pewnie długo w tym zimnie gorąca nie będzie, no ale zawsze coś. Podziękowałem mu szybkim całusem w policzek, oczywiście strasznie mu za nią wdzięczny. Następnie Miki oznajmił, że nakarmi Merlina i wyjdzie na miasto. Przez moment jeszcze przeszło mi przez myśl, że może powinienem powiedzieć „Nie trzeba, ja zaraz tam pójdę”, no ale finalnie nic takiego nie powiedziałem. Muszę nad sobą jeszcze troszkę popracować, jeżeli chcę, aby moje słońce było szczęśliwe. 
Kiedy w końcu skończyłem budę, chciałem wypić resztkę kawy, jaka mi została, ale okazało się, że ona całkowicie zamarzła. Niepocieszony tym faktem wróciłem do domu, gdzie okazało się, że nikogo nie było. Czyli Mikleo jeszcze nie wrócił. Gdybym znał godzinę, o której wyszedł, teraz wiedziałbym, czy się martwić czy też nie. A może powinienem się z nim skontaktować...? Nie, lepiej nie, w końcu na pewno gdyby działo się coś złego, poinformowałby mnie o tym, w końcu go prosiłem o to, by mnie informował w takich kwestiach... 
Czekając na powrót męża przygotowałem sobie kolejną kawę, a kubek z poprzednią wstawiłem do zlewu, musząc troszkę poczekać z jego umyciem, najpierw resztka tej kawy musi się odmrozić. Akurat kiedy przygotowałem sobie nowy, mój mąż zdążył wrócić wraz z naszym synem. I z tego co widziałem, jego zakupy były nieco większe niż jedno opakowanie farby... 
- Wziąłem kilka drobiazgów – wyjaśnił mi, widząc mój niezrozumiały wyraz twarzy. – A ty znowu kawę pijesz? Ile to już dzisiaj kubków wypiłeś? – dopytał, ewidentnie niezadowolony z tego faktu. 
- Daj spokój, to jest dopiero trzecia. A wcześniejszej nie dopiłem do końca, bo mi zamarzła – odpowiedziałem, nie do końca wiedząc, skąd to niezadowolenie. Chcę w końcu tylko się trochę rozgrzać, w szopie muszę pracować bez rękawiczek, a to najprzyjemniejsze nie jest. – Tobie nic nie jest? Nikt cię nie zaczepiał, nikt nic od ciebie nie chciał?
- Wszystko w jak najlepszym porządku, Sorey. Zastanawiałem się, czy może nie odebrać Misaki ze szkoły – zaproponował, co już mi się nie do końca spodobało. W końcu to ja odpowiadam za odprowadzenie i przyprowadzenie naszej córki ze szkoły i wolałbym, aby to się szybko nie zmieniło. -Albo możemy pójść wszyscy razem – dodał, zauważywszy moje niezadowolenie, którego nie zdążyłem ukryć. 
- Jeżeli Merlin będzie chciał, to czemu nie – odparłem, cicho wzdychając wiedząc, że i tak go nie odwiodę od tego pomysłu. A nawet jakbym spróbował, to obraziłby się na mnie, a ja już jestem zdecydowanie za stary na jakiekolwiek kłótnie, za bardzo mnie one męczą, więc już dla świętego spokoju na większość rzeczy wolę się godzić mimo, że nie do końca mi się podobają. Poza tym, im na więcej rzeczy się godzę, tym Miki jest szczęśliwszy, więc jakoś to wszystko przeboleję... 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz