niedziela, 18 grudnia 2022

Od Mikleo CD Soreya

 Obie opcje były bardzo prawdopodobne, mój mąż naprawdę bardzo dobrze zajmował się mną w łóżku, z powodu czego zawsze byłem zachwycony, przy nim naprawdę niczego mi nie brakowało, dbał o mnie i o dzieci robiąc wszystko, aby nam było jak najlepiej i mimo tego, że jest człowiekiem, nigdy mnie nie zawiódł.
- Może masz racje, jesteś w łóżku, naprawdę dobry więc to pierwsze, by się zgadzało, a i to drugie wcale takie głupie nie jest, wypadałoby je może chociaż troszeczkę skrócić - Przyznałem, kładąc się obok męża.
- Oczywiście, najważniejsze jest dla mnie to, że to ty jesteś zadowolony - Odezwał się. całując mnie w czoło. - Mogę się do ciebie przytulić? - Zadał dosyć dziwne jak dla mnie pytanie, dlaczego w ogóle o to pyta skoro zawsze bez pytania to robił. Wiedząc, że pytać nie musi, bo i po co? Jesteśmy małżeństwem od dziesięciu lat, po co pyta, nie pojmuję.
- Oczywiście, że możesz, nie musząc o to pytać - Przyznałem, nadal nie rozumiejąc jego pytania.
- Wiesz, że się dziś nie umyłem? - Powiedział to w taki sposób, jak gdybym miał poczuć do niego niesmak z tego powodu.
- Wiem i co w związku z tym? - Odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Doskonale wiem, że nie lubisz, gdy przytulam się do ciebie, nieumyty a ja to szanuję, dlatego pytam, nie chcąc robić niczego wbrew tobie - Wyjaśnił mi, a ja bez narzekania i komentowania jego wypowiedzianego zdania przytuliłem się do niego, zamykając swoje oczy, nie byłem jeszcze aż tak zmęczony, jednakże chcąc przebywać z u boku ukochanego mężczyzny, położyłem się przy nim, powoli starając się zasnąć.
- Dobranoc Sorey - Wyszeptałem, wtulony w jego dobrze zbudowane ciało.
- Dobranoc owieczko - Odpowiedział, całując mnie w czoło, zasypiając w mgnieniu oka, pozostawiając mnie samego w walce ze zmęczeniem, a raczej jego brakiem..
Na moje szczęście walka nie trwała zbyt długie a sam sen i znudzenie wysłało mnie w krainy snu.

Dzień następny dla mnie samego zaczął się bardzo spokojnie, wstałem jako pierwszy, przygotowałem się do podróży, przygotowałem wygłodniałym zwierzakom jedzenie, zrobiłem prowiant na drogę, nie za dużo, gdyż na miejscu będziemy późnym wieczorem, lecz na tyle, aby mój mąż miał co zjeść, nie głodując przez resztę dnia. Przygotowując następnie śniadanie dla wszystkich członków mojej rodziny. nie zapominając o kawie robiąc to w idealnym momencie.
- Dzień dobry - Przywitałem członków mojej rodziny, stawiając jedzenie na stole, zapraszając ich do spożywania posiłku.
- Dzień dobry mamo - Zawołały dzieciaki, przytulając się do mnie.
- Cześć owieczko, dlaczego mnie nie obudziłeś? - Zapytał, lekko niepocieszony chyba tym faktem.
- Wyspałem się, a więc nie było potrzeby cię budzić, tym bardziej że ty również musisz być wyspany, aby mieć siłę na cały dzień - Wyjaśniłem, całując go w policzek, uśmiechając się przy tym łagodnie. - A teraz już nie narzekaj, tylko siadaj, kawa ci zaraz wystygnie - Dodałem, nie wiele robiąc sobie z jego niezadowolonego wyrazu twarzy nierobiąca na mnie najmniejszego wrażenia.
Sorey westchnął ciężko, siadając przy stole wraz z Misaki która chciała koniecznie siedzieć obok swojego ukochanego tatusia, gdy ja musiałem wsiąść na kolana Merlina chcącego koniecznie zjeść ze mną moje śniadanie, bo przecież jego było gorsze, no nic, jakoś to przeżyje. Mama w końcu zawsze je lepsze jedzenie od dzieci dla tego nie wolno jej jeść bez pomocy dzieci...

<Pasterzyku? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz