Nie mogąc tak pozostawić męża bez pomocy, musiałem połączyć się z nim jeszcze raz, póki miałem jeszcze siłę pojawiając się w tym nieszczęsnym domu mającym na celu emitować nasz dom rodzinny trochę zbyt jasny, cichy i idealny, ale gdyby nie te szczegóły chyba byłbym w stanie uwierzyć, że jestem w domu.
- Sorey jesteś tu? - Kolejny raz próbowałem go odnaleźć w niby to tak znajomym, a jednocześnie tak obcym domu.
- Tu jestem - Usłyszałem czyjejś głos, głos nienależący do mojego męża tylko do... Demona, demona który pojawił się przede mną, przypominając.. Mnie, tylko dlaczego właśnie mnie?
- Nie jesteś moim mężem - Mruknąłem, uważnie mu się przyglądając, robiąc kilka kroków w tył, nie chcąc, aby to coś znajdowało się zbyt blisko mnie, nie wiadomo, w końcu czego mogę się po nim spodziewać. - Czego ode mnie chcesz? - Dopytałem, marszcząc brwi.
- Chce, abyś się stąd wyniósł, przeszkadzasz mi - Mruknął, uśmiechając się do mnie w sposób naprawdę nieprzyjemny, ja to się tak nie uśmiecham.
- W? - Wzrokiem poszukiwałem męża, wciąż uważając na istotę stojącą przede mną.
- W męczeniu twojego głupiego męża, na który zasłużył sobie na to, co go spotkało, skrzywdził cię i oboje to wiemy - Demon starał się mnie przekonać do odpuszczenia walki o męża. On naprawdę myśli, że mu się to uda, najwidoczniej jest głupszy, niż mi się wydawało.
- Sorey - Dostrzegając mojego męża, zignorowałem demona, którego przypadkiem chyba wkurzyłem.
- Miki uważaj! - Krzyknął, wskazując mi demona, który chwycił mnie, przyciskając do ściany, mocno ściskając moją szyję. - Zostaw go - Usłyszałem, starając się uwolnić z uścisku demona.
- Znasz zasady, oddasz mi swoją duszę a wtedy go puszcze - Gdy usłyszałem słowa demona, poczułem niepokój wymieszany ze złością, nikt nie odbierze mi męża, nikt a nikt.
- Dobrze - Sorey poddał się, czym zadowolił demona uwalniającego mnie z uścisku.
Nie mogąc na to pozwolić, sam musiałem wsiąść sprawy w swoje ręce, za pomocą swoich mocy uderzając demona, którego jeszcze bardziej rozdrażniłem, walcząc w obronie osoby, którą kocham, uważając na jego podstępy, używając swojej tajemnej mocy demona, zamykając go w piwnicy, z której wyciągnąłem mojego męża, zamykając drzwi na przysłowiowy klucz.
- Musimy pozbyć się tego demona z ciebie na dobre - Odezwałem się zmęczony, patrząc na twarz męża, który bez słowa przytulił się do mnie co i ja odwzajemniłem, tak bardzo ciesząc się z możliwości zobaczenia go i dotknięcia.
- Przepraszam, przepraszam za wszystko, on ma racje, zasłużyłem sobie na to - Wyszeptał, nie odsuwając się od mojego ciała, mocno wciąż mnie ściskając.
- Nie mów tak, nie zasłużyłeś sobie na to, co on chciał zrobić - Wyszeptałem, powoli zaczynając wyślizgiwać się, z jego ramion nie mogąc już stać o własnych siłach.
- Miki? Co się dzieje? - Przestraszony podtrzymał mnie, sadzając na ziemi.
- Nic, łączność tracę, nie mogę być tu cały czas, muszę wracać - Przyznałem, uśmiechając się do niego łagodnie.
- Wracaj, nie chce, aby coś ci się przez mnie stało - Przyznał, kładąc dłonie na moich policzkach, zbliżając się do mojej twarzy, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, którego tak bardzo pragnąłem i za którym tak bardzo tęskniłem, pogłębiając pocałunek, który przerwałem. Czując, że muszę już wracać.
- Obiecaj mi, że wrócisz do mnie - Poprosiłem, nie będąc w stanie usłyszeć odpowiedzi, wracając do szpitala, gdzie znów wszystko było jak dawniej.
- Sorey, wracaj do mnie - Odezwałem się, zmęczony patrząc na twarz nieprzytomnego męża.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz