Pożegnałem się z tymi dwoma łobuzami, mając nadzieję, że wszystko dobrze się skończy. Dzieci będą grzeczne, a my wrócimy do nich po kilku dniach cali i zdrowi tak jak sobie to zaplanowaliśmy.
- Chodźmy, wszyscy czekają - Arthur podchodzący do nas zwrócił naszą uwagę, troszeczkę nas pośpieszając. Nadeszła więc pora, aby ruszać w drogę, ostatni raz mocno przytuliliśmy dzieci, żegnając się z nimi i Alishą, która życzyła nam powodzenia.
- Wszystko będzie dobrze, nie martw się - Odezwałem się do męża, chwytając jego dłoń.
- I kto to mówi - Starał się ukryć zmartwienie, całując mnie w skroń.
- Twój mąż i rodzic twoich dzieci - Odezwałem się, uśmiechając przy tym, najładniej jak tylko potrafiłem. Naturalnie martwiąc się o dzieci i naszą podróż, jednakże nie możemy teraz skupiać się na tym, doskonale wiedząc, że mamy ważniejsze rzeczy na głowie. Alisha świetnie sobie poradzi z dziećmi, mając służbę, która w razie co zawsze wesprze swoją królową.
Dołączając do reszty serafinów, nie było już nawet czasu na myślenie, mając na głowie dwa wredne anioły, które nudząc się, dokuczały nam na każdy możliwy sposób, nie przejmując się tym, że swoim zachowaniem mogą nas zdenerwować, najważniejsze przecież było to, aby się nie nudzili. Ja to ich nawet rozumiem, gdybym był takim wrednym złośnikiem jak oni, również robiłbym wszystko, abym denerwować osoby, które pokazują, że ich to dotyka. Co prawda nas mimo wszystko to nie rusza ze względu na to, że wiemy, jacy oni są, co nie oznacza, że oni mimo wszystko nie będę próbować nadal nas wkurzać.
Podróż mimo irytujących towarzyszy upłynęła nam bardzo spokojnie i w mare szybko a wszystko dzięki koniom, które zostały nam pożyczone przez Alishe na czas podróży.
W mieście nie wiele ludzi znajdowało się na ulicach, najwidoczniej bojąc się tego, co chowa się w mroku lub może kto wie, już śpią w swoich domach, wszystko jest możliwe.
Arthur nic nie mówiąc, zszedł z konia, prowadząc nas w stronę jednej ze starszych gospód, wchodząc do środka, tak jakby był pewien, że właśnie tu zostaniemy na noc. I jak się okazało, chwilę później tak właśnie się stało. Gospodarz znał bardzo dobrze Alishe, dla tego słysząc tylko o królowej, dał nam pokoje na dzisiejszą noc.
Nasza królowa ma chyba wszędzie znajomości, dzięki którym i my odrobinkę na tym korzystamy.
- Odpocznijcie, jutro, gdy tylko odpoczniemy, poszukamy demona - Arthur odezwał się do nas, podając nam kluczki do pokoju. W odpowiedzi każdy kiwnął głową, życząc wszystkim dobrej nocy, idąc do wyznaczonego nam pokoju.
- Całkiem tu ładnie jak na tak starą gospodę - Przyznałem, siadając na bardzo wygodnym łóżku.
- Czyżbyś ocenił gospodę po jej wyglądzie? - Słysząc jego słowa, napuszyłem policzki a wszystko dlatego, że ma racje.
- Może odrobine - Przyznałem, ciężko wzdychając, gdy on odrobinkę się ze mnie podśmiewał.
Nie mówiąc nic, wstałem z łóżka, podchodząc do okna, mogąc troszeczkę wyglądać na obrażonego. Mimo że obrażony nie byłem.
- Hej, owieczko przepraszam, nie obrażaj się - Sorey od razu przytulił się do mnie, nie chcąc, abym się na niego złościł.
- Nie obrażam się, myślę o dzieciach, nie jestem pewien czy to był dobry pomysł, Alisha powinna odpoczywać, a nie zajmować się dwójką dzieci - Przyznałem, naprawdę nie mając stuprocentowej pewności czy dobrze zrobiliśmy, wyruszając wspólnie w podróż, zostawiając dzieci bez jednego z rodziców. I tak wiem, że na samym początku byłem dobrej myśli jednakże, teraz gdy jesteśmy w pokoju bez dzieci, uświadamiam sobie, jak męczące może to być dla Alishy..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz