Po dokładnym umyciu naczyń wytarłem mokre ręce, pozbywając się z nich resztek wody, zerknąłem na męża, który wchodził do kuchni, a jego wyraz twarzy mówił mi więcej niż tysiące słów.
- Wciąż bolą cię plecy? - Dopytałem, zmartwiony tym jak kiepsko wygląda, nie mówiąc już o tym, jak może się czuć w tym momencie.
- Bolą, ale to nic jakoś to przetrwać muszę - Wyznał, nalewając do dwóch szklanek soku z wodą, które najpewniej przygotowywał dla naszych spragnionych dzieci.
Kiwając delikatnie głową, bo i co miałem w tej chwili powiedzieć, spokojnie mu się przyglądając, niech najpierw zajmie się dziećmi, a później to ja zajmę się nim.
- Dzieci już śpią - Odezwał się zmęczony, wracając do mnie po niecałych może dwudziestu minutach, siadając na krzesło, opierając się o stół.
- To dobrze, mamy trochę spokoju - Zauważyłem, podchodząc do męża, kładąc dłonie na jego ramionach, niby to od niechcenia zaczynając rozmasowywać jego mięśnie. - Jesteś strasznie spięty - Zauważyłem, czując jak jego mięśnie, powoli puszczają, rozluźniając się, pod moim dotykiem.
- Może odrobinkę, ale to nic nie powinieneś się mną przejmować - Odpowiedział, a mimo to jego ciało powoli rozluźniało się pod dotykiem moich dłoni, a jednak było mu to potrzebne, szkoda tylko, że wcześniej mi o tym nie powiedział, ja to przy nim naprawdę muszę się wszystkiego domyślać, sam z resztą, jak i on przy mnie, a więc wychodzi no to, że jesteśmy siebie warci.
- Nie gadaj tyle, tylko się zrelaksuj - Poprosiłem, używając swoich mocy, które pomagały mi w pracy rozluźniając jeszcze bardziej jego mięśnie, które na pewno krzyczały już na niego za to, co im robi. Biedne mięśnie co one mu były winne?
Masaż trwał kilka minut, nim jego ramiona rozluźniły się, a ja mogłem odsunąć troszeczkę obolałe od ciągłego masażu dłonie.
- I jak się czujesz? Jest ci lepiej? - Dopytałem, postanawiając zrobić nam po ciepłej herbacie z miodem i cytryną dla męża a dla mnie samą herbatą bez niczego, nie bardzo mając ochotę na miód czy też cytrynę, za którymi nie specjalnie przepadam.
- Dużo lepiej, dziękuje kochanie - Odezwał się, przytulając do moich plecach. - Co robisz owieczko? - Dopytał, całując mnie w szyję.
- Nie ma za co dziękować, zawsze do usług a co robię, herbatę dla ciebie z miodem i cytryną a dla mnie samą herbatę bez niczego - Odpowiedziałem, zgodnie z prawdą zalewając herbatę gorącą wodą.
- Nie prosiłem o herbatę - Mówił do mnie cicho, nie przestając się przytulać.
- Nie prosiłeś, ale ja ci zrobiłem, robiąc ją i sobie - Wyznałem, podając mu do rąk własnych kubek z ciepłym napojem. - Pij zdrowe to od kawy, a i kto wie, może da nam się na przetrwane całej nocy bez snu - Odparłem, patrząc w jego oczy, biorąc łyk herbaty, która nie była tak dobra, jak gorąca czekolada, ale i do zniesienia.
- Chwileczkę co? Jak to nam? Chyba chciałeś powiedzieć mi - Słysząc jego słowa, zmarszczyłem brwi, analizując jego odpowiedź, że co proszę? Jak to jemu? A gdzie on a tym wszystkim mnie umieścił? Bo jeśli uważa, że zostawię go z dwójką dzieci, samego to się grubo myli, bo na pewno tego nie zrobię, to tak samo moje dzieci, jak i jego dla tego nie ma mowy, aby został z dwójką dzieci sam.
- A ty sobie kpisz czy o drogę pytasz? - Tym pytaniem zaskoczyłem Soreya, który nie do końca chyba wiedział, skąd mi się to pytanie wzięło, a raczej skąd taka konstrukcja tego zdania, no cóż, samo wyszło.
- Co ty mówisz? - Dopytał, odstawiając kubek na blacie.
- Mówię, że nie zgadzam się na to, a żebyś sam zajmował się nocą dwójka dzieci więc albo będziemy robić to na zmianę, albo każde z nas zajmie się jednym dzieckiem i nie chce słuchać żadnego, ale na ten temat - Postawiłem na swoim, nie mając zamiaru z nim w tym wątku dyskutować.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz