Kiedy otworzyłem oczy, było coś dziwnie jasno, zdecydowanie za jasno, jak na moje wczorajsze plany. Podejrzewałem, że mój mąż da mi w nocy niezły wycisk, ale żeby aż tak... plecy praktycznie całe mnie piekły, bo Miki, by nie używać głosu, swoje emocje i zachwyt pokazywał poprzez wbijania pazurków w moją skórę, wskutek czego moje plecy były całe podrapane. I bolące. Robię się na to powoli za stary...
Przekręciłem się na drugi bok z przekonaniem, że ujrzę u mojego boku śpiącą Owieczkę, ale ku mojemu zaskoczeniu, nie było go. Było dosyć jasno, więc pewnie dzieci go obudziły... cholera, czemu mnie nie obudził? Przecież po pełni zawsze jest nie do życia, w tym momencie powinien odpoczywać i zbierać siły, bo jutro wyruszamy.
Na tą myśl podniosłem się gwałtownie z łóżka, ignorując zmęczenie i bolące plecy, po czym zacząłem się ubierać. Spałem zdecydowanie za długo, ale pytanie, jak długo mój mąż był na nogach...? Będę musiał się dopytać i ochrzanić męża za to, że mnie nie obudził. Ja dam sobie radę, w końcu nie raz miałem po pełni cały dom na swojej głowie i co, udało mi się? Udało.
Zszedłem na dół w lekkim pośpiechu i zastałem całą swoją rodzinę siedzącą przy stole i jedzącą śniadanie. Właściwie, to już kończyli, a więc oznaczało to, że tak dużo nie straciłem... i dobrze, bo mój mąż wyglądał, jakby miał mi zaraz tutaj zemdleć. I czy ja czułem zapach kawy...? Ale kawę w tym domu pijam tylko ja...
- Czemu męczycie mamę? – zapytałem, wchodząc do kuchni i podchodząc od razu do mojego męża, po drodze czochrając włosy moich pociech.
- Mama sama obudziła się pierwsza – odpowiedziała niewinnie Misaki, kontynuując jedzenie kanapek. Merlin nic nie powiedział, co uznałem za podejrzane, no ale powiedzmy, że jestem za bardzo zmęczony i to przeoczyłem.
- Więc czemu mama mnie nie obudziła? Nie wyglądasz najlepiej – tym razem zwróciłem się do męża, poprawiając kosmyki opadające na jego czoło. – Wiesz, że powinieneś odespać pełnię.
- Skoro ja nie wyglądam najlepiej, to ty musisz wyglądać okropnie – odpowiedział, niespecjalnie przejęty moimi słowami, po czym upił łyk napoju z kubka, który trzymał w ręce. Czy to była kawa...? Nie sądziłem, że kiedykolwiek dożyję dnia, w którym to mój mąż tak sam z własnej, nieprzymuszonej woli wypije kawę. – Obrzydlistwo. Nie wiem, jak możesz to pić – wyburczał, odkładając kubek na blat i wykrzywiając twarz w obrzydzeniu.
- Dlatego lepiej, bym ja to wypił. I zajął się dziećmi. A ty idź spać, jutro ważny dzień – dalej nalegałem, nie chcąc odpuścić. Trochę się teraz zestresowałem, serce zaczęło mi szybciej bić i od razu się rozbudziłem. A on pomimo wstania, wypicia kawy i zrobienia dzieciom śniadania wydawał się ledwo trzymać na nogach.
- Nie mogę cię zostawić samego... – zaczął, a ja już po tych słowach wiedziałem, że już nie odpuści.
- Prześpisz się, poczujesz się lepiej, wstaniesz i się zamienimy, dobrze? – zaproponowałem, biorąc jego kubek do rąk, by wziąć łyk kawy. Strasznie mocna.... i bez miodu. I mleka. Nie mam pojęcia, dlaczego uważał, że kawa jest obrzydliwa, no to wielka zagadka....
- Chyba nie mam wyjścia – westchnął cicho ze zrezygnowaniem. Przy odrobinie szczęścia prześpi cały dzień, a mi uda się wszystko przygotować na jutrzejsza wprawę, łącznie z dziećmi. – Jakbym długo nie wstawał, obudź mnie tak w południe.
- No, jak mi z głowy nie wypadnie, to cię obudzę. A wy pospieszcie się i zjadajcie szybko, bo trzeba was będzie spakować do cioci – pospieszyłem dzieciaki widząc, że troszkę za bardzo zaczęły przysłuchiwać się naszej rozmowie. Merlin może niewiele z tego zrozumie, ale Misaki mogłaby wyciągnąć nieco więcej, a nie powinna. Jest zdecydowanie za mądra jak na swój wiek i to mnie odrobinkę przeraża.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz