Na jego słowa pokiwałem powoli głową, już sobie powolutku zaczynając planować jutrzejszy dzień. Więc będziemy musieli wcześniej wstać, przygotować śniadanie, obudzić dzieci, posprzątać po śniadaniu i moglibyśmy wyruszać. Na szczęście udało i się spakować nie tylko dzieci, ale i nas, dzięki czemu trochę czasu zaoszczędzimy i możemy go przeznaczyć na sen.
- Jak już teraz wszystko wiesz, to możesz iść spać – głos Mikleo sprowadził mnie na ziemię.
- Właściwie, to nie opłaca mi się iść spać. Już jest ciemno, zaraz trzeba będzie kolację robić i dzieci kłaść spać, to już posiedzę z tobą – odparłem, uśmiechając się delikatnie. Skoro i tak zaraz się wszyscy będziemy kłaść, to to zaraz mogę jeszcze przeczekać, cały dzień wytrwałem z dziećmi, więc ta godzina, dwie już mnie raczej nie sprawi.
- Sorey... – usłyszałem ostrzegawczy głos męża, ale niewiele sobie z niego zrobiłem. Przecież mnie nie zmusi do spania, zwłaszcza, kiedy stałem, bo musiałby mnie targać do łóżka, a ja najlżejszy nie byłem, przynajmniej nie dla niego.
- Też cię kocham, Owieczko – powiedziałem, po czym pocałowałem go w czubek nosa i odwróciłem się w stronę kuchenki, gdzie gotowało się mleko na kakao dla naszych pociech i mnie samego. W końcu dobrze byłoby wypić coś innego niż kawa. To, ile ja dzisiaj pochłonąłem kubków kawy, to chyba nigdy jeszcze jednego dnia nie wypiłem. Jakby się Miki o ty dowiedział, chyba byłby na mnie obrażony do końca życia. – Na pewno nie chcesz trochę kakao? – dopytałem, gotów mu oddać swój kubek, a sobie po prostu zrobiłbym herbatę czy coś podobnego.
- I tak mi nie starczy – odpowiedział wymijająco.
- Starczy, starczy, wystarczy tylko jedno twoje słowo.
- No to jak starczy, to poproszę – powiedział w końcu, z czego byłem bardzo zadowolony. Rozlałem kakao do kubków i jeden zostawiłem w kuchni ozy Mikim, a dwa zaniosłem do salonu do dzieci.
Następne dwie godziny zajmowałem się dziećmi, podczas kiedy mój mąż zajmował się kuchnią i kolacją. Normalnie bym się z nim kłócił i kazał wypoczywać, ale nie miałem za bardzo na to siły. Ne mogłem się nawet wygodnie oprzeć o oparcie czy to kanapy, czy to krzesła przez moje plecy, które nadal mnie bolały. Swoją drogą, jakim cudem on mnie tak podrapał, to nie mam pojęcia, przecież jego paznokcie nie są ani długie, ani ostre. Co innego, kiedy kontrolę nad nim przejmuje demon, wtedy te ślady miałyby jakieś wytłumaczenie.
W końcu udało nam się położyć dzieci i ogarnąć dom, dzięki czemu już przed dwudziestą drugą już mogliśmy położyć się do łóżka. Byłem na tyle zmęczony, że nawet nie poszedłem do łazienki, tylko od razu przebrałem się w rzeczy do spania i padłem na łóżko z ciężkim westchnięciem. Oczywiście musiałem położyć się na brzuchu, bo gdybym przekręcił się na plecy, to bym chyba umarł.
- Naprawdę mnie wczoraj poniosło – usłyszałem pełen wyrzutów sumienia głos Mikleo.
- Daj spokój, nie jest ze mną tak źle, do jutra się podgoi i będzie lepiej – odparłem, odwracając głowę w jego stronę.
- Albo pomogę ci już teraz – wyjaśnił, siadając okrakiem na moich nogach i zaczynając leczyć zadrapania. – Jakim cudem zrobiłem ci w ogóle takie zadrapania?
- Najwidoczniej byłem w tym tak dobry, że wyzwoliłem w tobie bestię – zażartowałem, co wywołało u mojego męża lekki śmiech. Żart był żenujący, ale najważniejsze było to, że moja Owieczka się zaśmiała, nic innego mnie nie interesuje. – Albo musisz przyciąć paznokcie – dodałem, rozciągając się leniwie, w końcu nie czując tego bólu. Mój mąż jest niezwykły, a ja zdecydowanie na niego nie zasługuje... co on miał w głowie, kiedy zdecydował się wybrać mnie na człowieka, którego będzie kochał do końca swoich dni, to ja nie wiem.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz