Jak zwykle Miki musiał przesadzać uważając, że nie powinienem się przemęczać. W końcu na pewno wypocząłem przez ten czas, co byłem w śpiączce, bo jak sama nazwa wskazuje, spałem. Logiczne, prawda? Poza tym, miałbym tak zostawić męża z tym wszystkim na głowie? Sam doskonale wiedziałem, jak ciężkie jest ogarnięcie domu, dzieci i zwierzaków na raz, dlatego też tym bardziej powinienem zebrać się w sobie i mu pomagać. A ja wypocznę sobie po śmierci.
- Właściwie, troszkę zmęczony jestem i może bym się na chwilkę położył – przyznałem, rozciągając obolałe mięśnie. To akurat nie było przez to, że dzieci nie dały mi ani chwili wytchnienia, tylko przez to, że spędziłem kilka dni na bardzo niewygodnym łóżku i teraz odczuwam tego konsekwencje. Innego wytłumaczenia nie widziałem.
- A może najpierw zjedz? Coś w żołądku musisz mieć, a wiem, że niewiele tego śniadania w szpitalu zjadłeś – odezwał się ze zmartwieniem. Szkoda jego nerwów na tak beznadziejną osobę jak ja, najlepiej będzie, jak zajmie się tylko sobą. I dziećmi, dzieci potrzebują go bardziej niż mnie, w końcu zawsze to mama jest najważniejsza, a ojciec to takie trochę dopełnienie.
- Może faktycznie powinienem, głodny też trochę jestem – przyznałem, cicho wzdychając. Więc co nieco zjem, pomogę mu w sprzątaniu po obiedzie i dopiero wtedy położę się spać.
- Także zjesz i będziesz mógł się kłaść spać – odpowiedział Mikleo, uśmiechając się do mnie delikatnie
- I jeszcze pomogę ci w sprzątaniu – poprawiłem go, podnosząc się z kanapy i idąc za nim do kuchni.
- Oczywiście, bo ci na to pozwolę – mruknął, co mi się tak nie do końca podobało. Przecież już dobrze się czułem, a jak się dobrze czułem, to mogłem mu pomagać, proste.
Chciałem jeszcze pomóc Mikleo w rozkładaniu talerzy, ale okazało się, że już wszystko jest gotowe, a mi nie pozostało nic, jak tylko usiąść przy stole i poczekać, aż nasze pociechy wrócą z czystymi rączkami. Mikleo nie nałożył mi jakoś bardzo dużo, za co byłem m wdzięczny podejrzewając, że za dużo teraz nie mogę jeść, nawet jeśli bardzo tego chciałem. Po zjedzeniu przepysznego posiłku chciałem oczywiście pomóc Mikleo w sprzątaniu kuchni, ale oczywiście nie pozwolił mi na to, bo przecież medyk kazał mi odpoczywać... to było irytujące, gdyby w końcu było coś nie tak, na pewno zostałbym w szpitalu, a teraz jestem tutaj. Co prawda, trochę o ten wypis walczyłem, bo bez tej walki bym go nie dostał... no ale gdybym był w bardzo złym stanie, to nawet pomimo mojej walki by mnie nie wypuścili.
- Tato, a poczytasz mi coś? – zapytała Misaki, uśmiechając się do mnie uroczo.
- Ja tez chce bajke – odezwał się Merlin, wyciągając rączki w moją stronę.
- Dzieciaki, dajcie tacie spokój, musi się teraz położyć... Sorey, ani mi się waż – dodał Mikleo zauważywszy, że biorę na ręce najmłodsze dziecko.
- To tylko czytanie, nie jest aż tak męczące – wyjaśniłem, uśmiechając się do niego delikatnie. Skoro Mikleo nie pozwolił mi sobie pomóc w sprzątaniu, to chociaż zajmę trochę dzieci, by mu nie przeszkadzało.
- Jest, kiedy powinieneś iść spać... – zaczął, ale Misaki zaraz mu przerwała.
- Tata poczyta nam tylko troszeczkę i damy mu spokój, obiecuję – powiedziała córka, chwytając moją rękę, by pociągnąć mnie na górę. Nie oponowałem i pozwoliłem się jej prowadzić, bo w końcu kim jestem, aby mówić nie mojej księżniczce...?
<Aniele? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz