Miałem wrażenie, że krążymy w podziemiach już długie godziny, a końca nigdzie nie widać. Dobrze, że Lailah choć odrobinkę rozświetlała nam drogę swoim płomieniem, ale i tak miałem wrażenie, że z godziny na godzinę ono słabnie, ale nie dziwiłem się jej ani trochę. Wszyscy byliśmy zmęczeni, a jak wiadomo, jak Serafin jest zmęczony, nie za bardzo potrafi korzystać ze swoich mocy. Ja także nie czułem się najlepiej, ale nie chciałem nikomu o tym mówić, bo i po co? Nic im nie da informacja, że jest mi zimno. Albo, że jestem głodny. Ani oczywiście nie będą mogli mi w tym pomóc, bo niby w jaki sposób? Jedzenia mi nie wyczarują, a i nawet, bo z czego. Zresztą, chyba lepiej w takiej jaskini ogniska nie rozpalać, bo wtedy wszyscy byśmy się udusili.
- Proponuję małą przerwę – odezwała się nagle Laliah, na co westchnąłem cicho z ulgą. Nie wiem, czy przerwa mi w czymkolwiek pomoże, ale może chociaż noga, którą dzisiaj złamałem, trochę przestanie boleć. Od pewnego czasu trochę mnie pobolewa, ale to był ból do przeżycia.
- Nie możemy sobie robić przerw, musimy się jak najszybciej stąd wydostać – odpowiedziała jej Edna.
- Jeszcze trochę i nie będę w stanie utrzymać płomienia. Krótki odpoczynek dobrze nam zrobi. Musimy usiąść i zastanowić się co dalej – Lailah dalej trzymała się swojego zdania, za co byłem jej wdzięczny. Widziałem, że Edna nie była z tego zadowolona, no ale nie miała innego wyboru. Bez światła daleko nie zajdzie.
Usiadłem na ziemi i nie byłem pewien, czy to sprawiło, że poczułem się lepiej, czy też może wręcz przeciwnie. Noga mogła trochę odpocząć, ale od ziemi ciągnęło zimno, a mi i już bez tego za ciepło nie było. Obyśmy tylko niedługo znaleźli wyjście, bo inaczej może być ciężko. Znaczy, Mikleo i cała reszta serafinów da sobie radę, w końcu temperatura jakoś bardzo na nich nie wpływa, o jedzenie i picie też się martwić nie muszą, spać też tak dużo jak ja nie muszą... chyba jestem dla nich największym ciężarem. Gdyby nie ja, na pewno szli by szybciej, a co za tym idzie, szybciej znaleźliby wyjście. No ale przecież mnie tutaj nie zostawiają, nawet, jeśli to jest najrozsądniejsze wyjście.
Mikleo oczywiście usiadł obok mnie, otulając mnie swoim płaszczem. Normalnie bym go zbeształ i powiedział mu, że nie jest mi to potrzebne, i że to jego płaszcz i to on powinien go nosić, ale byłem zbyt zmarznięty, by zaprotestować. Kiedy tylko zajął miejsce obok mnie, przytuliłem go do siebie, opierając jego głowę o tę jego.
Serafiny zaczęły dyskutować, co powinni teraz zrobić, jak znaleźć wyjście, próbowali kontaktować się z pasterzem... z początku próbowałem słuchać, ale im dłużej siedziałem na ziemi, tak bez ruchu, tym bardziej byłem senny. W dodatku Lailah zgasiła płomień, by odrobinkę zregenerować siły, więc ciemność sprawiała, że czułem się jeszcze bardziej senny... I w pewnym momencie chyba zasnąłem, a przynajmniej tak mi się wydaje, bo w pewnym momencie już niczego nie słyszałem. A kiedy następnym razem się przebudziłem, chyba spała cała reszta, bo jedyne, co słyszałem, to ciche oddechy. Chyba najgorsze było w tym wszystkim to, że nie wiedzieliśmy, ile czasu byliśmy uwięzieni. Mogliśmy dzisiaj tak chodzić przez długie godziny, jak i równie dobrze kilkadziesiąt minut...
- Miki? – wyszeptałem cicho chcąc sprawdzić, czy mój mąż także śpi, nie budząc przy tym pozostałych. Nie otrzymałem jednak odpowiedzi z jego strony, jak i nie wyczułem ruchu z jego strony. To może i dobrze, powinien teraz dużo wypoczywać, bo jeśli ktoś ma wyjść cało z tej sytuacji, to Miki, dzieci bardziej go potrzebują ode mnie...
<Aniele? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz