Niezadowolony z reakcji młodego zmrużyłem gniewnie oczy, patrząc uważnie na Merlina. Ostatnio byłem dla niego pobłażliwy, owszem, ale tylko dlatego, że był chory. Teraz jednak był zdrowy, a co za tym idzie, ulga się skończyła i najwyższa pora, by znał swoje miejsce. I nie jest ono tak blisko Mikleo, jak to sobie wyobraża, najwyższa pora, aby przywrócić go do pionu.
- A ty się nie zapomniałeś przypadkiem, młody człowieku? – zapytałem, nie przestając gniewnie się na niego patrzeć.
- Moja mama, tata be – powiedział, czym zezłościł mnie jeszcze bardziej. Co za mały cwaniak, i ja go chronię przed wściekłym Mikim, a on mi mówi takie rzeczy? Poświęcałem się dla niego, gotowałem mu owsianki, robiłem herbatki, pilnowałem, by mu gorączka nie wzrosła, a on tak mi się odwdzięcza... i że Miki uważał, że Merlin mnie kochał. Jeżeli w ten sposób wyraża miłość, naprawdę współczuję jego przyszłej dziewczynie. Albo chłopakowi.
Niespecjalnie przejmując się jego sprzeciwem, bez żadnego sprzeciwu chwyciłem jego rączki i odsunąłem je od swojej twarzy, by móc ucałować mojego męża. Wyjątkowo to nie spodobało się naszemu synowi, który zaczął krzyczeć, by wyrazić swoje niezadowolenie. I że ja pozwoliłem Mikiemu tak go rozpuścić, teraz zamiast dziecka mamy małego diabła.
- Moja mama – powiedziałem, odsuwając się od mojego męża, i pokazałem temu diablikowi język jako mój wyraz triumfu.
- Nie, bo moja! – usłyszałem w odpowiedzi. Nie mogłem oczywiście tak tego zostawić i w ten sposób zaczęliśmy się tak wykłócać, bo ani ja, ani on nie chcieliśmy odpuścić.
- Sorey, proszę cię, czy to nie ty mi mówiłeś, że to tylko dziecko? – odezwał się, kiedy Merlin stwierdził, że się na mnie obraża i już się do mnie nie odzywa, bo jestem be. Ale to ja powiedziałem ostatnie słowo, czyli to ja wygrałem i to mi w zupełności wystarcza, przynajmniej na razie.
- Może, ale i tak dziecku trzeba pokazać, kto tu rządzi, bo później widzisz, co się dzieje – powiedziałem, zaczynając sprzątać po kolacji. – A ty księżniczko idź się myć i spać. Następnego dnia musisz wstać wcześnie rano, a nie w południe, jak to ostatnio miało miejsce – powiedziałem, po czym ziewnąłem, nie mogąc już dłużej tego powstrzymać.
- Dobrze, tato – powiedziała grzecznie dziewczynka, wstając od stołu i podchodząc do mnie i mamy, by ucałować nas w policzki. – Dobranoc, tato. Dobranoc, mamo.
- Ty też powinieneś się położyć – usłyszałem, kiedy młoda zniknęła na górze.
- Nonsens, muszę przecież posprzątać kuchnię... – zacząłem, już chwytając w dłoń ścierkę, by przetrzeć blat, ale w tym samym momencie Mikleo chwycił moją dłoń.
- Nie ma tu nic, z czym bym sobie nie poradził, dlatego możesz iść do łóżka. Przez cały ten tydzień przespałeś mniej niż ja, musisz to sobie odbić – odpowiedział, uśmiechając się do mnie delikatnie.
- Jesteś pewien, że dasz sobie radę? – dopytałem, przyglądając mu się ze zmartwieniem, w końcu miał pod opieką jeszcze Merlina...
- Tak, i postaram się do ciebie dołączyć jak najszybciej – dodał, troszkę mnie uspokajając.
- Trzymam cię za słowo – odparłem i poszedłem na górę, nie chcąc się z nim kłócić, zwyczajnie nie mając na to siły.
Na dzisiaj odpuściłem sobie nawet kąpiel decydując się na to, że rano się umyję, w końcu jak raz sobie odpuszczę, nic mi się złego stać nie powinno, zwłaszcza, że przecież myłem się codziennie. Teraz... teraz nie miałem na to siły. Dołożyłem trochę do kominka, a następnie przebrałem się w piżamę, która składała się jedynie z luźnych spodni, i położyłem się do łózka. Troszkę z początku bałem się, że nie będę potrafił zasnąć bez męża, ale całkowicie odpłynąłem po tym, jak tylko nakryłem się kołdrą.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz