wtorek, 6 grudnia 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Nie byłem z tego powodu zachwycony, w końcu o czym miałem jej opowiadać? O tym, że przeze mnie jej mama zmieniła się w smoka i że jej przez to prawie nie zabiłem? Albo może o tym, jak ją zabiłem? Zdecydowanie będę musiał pogadać z Alishą o tym, by już jej więcej takich głupot nie opowiadała, bo przez to młoda rysuje fałszywy obraz mnie i zawiedzie się, kiedy w końcu odkryje, że nie jestem żadnym bohaterem. 
– Nie ma co opowiadać, nic takiego nie zrobiłem – odparłem, nie do końca chętny ma jakiekolwiek opowieści. – Nie opowiem ci niczego więcej, niż ciocia albo pani od historii. 
– A ja chcę znać twoją wersję – dalej trzymała się swojego zdania, nie chcąc odpuścić. I co ja z nią mam... po kim ona jest taka uparta? 
– Księżniczko, mówię ci, że nie ma co opowiadać – także byłem nieugięty, bo nie wiedziałem, co miałbym jej opowiedzieć. Nie było w końcu nic do opowiadania, a niektórych rzeczy wiedzieć nigdy nie powinna. 
– Chodź, słońce, ja ci opowiem, a tata przypilnujesz Merlina – odezwał się w końcu Miki, troszkę się nade mną litując. 
– Tylko proszę, nie mów jej niczego wyssanego z palca – poprosiłem go, trochę wie o to bojąc, w końcu skoro on uważa mnie za przystojnego to może jakieś jej głupoty opowiadać bzdury. 
– To trzeba było się zabrać za opowieść, a teraz lepiej przypilnuj, aby Merlin ładnie zjadł – odparł, idąc z córeczką do salonu. No i co ja z nim mam... 
Zająłem się zatem Merlinem, który był dla mnie jakoś taki trochę milszy, a ja nie byłem pewien, dlaczego. Może to przez tę chorobę...? Cóż, jeżeli to sprawia, że jest dla mnie miły, to może być dla mnie jak najdłużej chory, nie będę narzekał i mogę nawet nie spać, jeżeli to oznaczałoby że będzie dla mnie taki miły. Powoli go nakarmiłem, dopóki nie powiedział mi "nie". Wtedy posprzątałem po nim, wytarłem jego buzię i szybko po nim posprzątałem, nie chcąc mu dłużej kazać czekać na mnie czekać. Po tym przygotowałem chłodny okład dla niego i Misaki, wziąłem go na ręce i wróciłem do salonu, gdzie Mikleo właśnie opowiadał córeczce o tym, jak pokonałem smoka. Zostawić go na moment i już głupoty gada, a przecież był przy tym. 
– Nie pokonałem, tylko pokonaliśmy, przypominam ci, że ty też tam byłeś i zrobiłeś więcej ode mnie – odezwałem się, siadając z markotnym synem na kanapie. Zaraz po tym położyłem okład na jego czole i podałem Mikleo drugi, aby położył go na czole naszego drugiego dziecka. 
– Bez ciebie nic bym nie mógł zrobić – zauważył, pomagając mi otulić Merlina kocem. 
– Na pewno zrobiłbyś więcej niż ja bez ciebie – a ja, oczywiście, stałem za swoim. Jako marny człowiek nie mam absolutnie żadnych szans w starciu ze smokiem, Miki chociaż zdążyłby uciec, a to już coś.
– Czemu tak umniejszasz swoje zasługi? – zapytał Mikleo, patrząc na mnie z niezrozumieniem. 
– Wcale ich nie umniejszam, to cała reszta przypisuje mi jakieś niestworzone rzeczy. Albo wyolbrzymia niektóre sprawy – powiedziawszy to, spojrzałem na niego znacząco. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz