niedziela, 25 grudnia 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Cieszyłem się, że dzisiaj wziąłem ze sobą Cosmo, bo dzięki temu jako tako zwracałem uwagę na otoczenie. Tego dnia nie czułem się nieco gorzej niż zazwyczaj, mój organizm w końcu zdecydował, że jest zmęczony i jednak chce spać. Szkoda tylko, że nie chce tego robić w nocy, kiedy faktycznie powinienem spać... jeszcze tylko teraz wystarczy poczekać, aż będę na tyle głodny, że zacznę normalnie jeść, chociaż w sumie, byłem głodny niemalże cały czas, tylko to jedzenie nie chce mi przejść przez gardło. Jak długo będę żył  ten sposób, to nie mam pojęcia. 
Odebrałem córeczkę i podczas drogi powrotnej starałem się jej poświęcać jak najwięcej uwagi i z nią aktywnie rozmawiać, mimo tego, że aktualnie marzyłem tylko o tym, aby położyć się w łóżku... chociaż nie, nie mogłem położyć się w łóżku, została mi kanapa, która najlepsza do spania nie była, ale chyba lepsza ona niż podłoga. Wracając do mojej księżniczki, dzisiaj naprawdę miała pracowity i pełen osiągnięć dzień. Tutaj napisała niezapowiedzianą kartkówkę, która według jej przeczuć poszła jej bardzo dobrze, otrzymała bardzo dobrą ocenę z odpowiedzi z historii, praca domowa z języków też została oceniona na dobrą ocenę... mam naprawdę mądrą córeczkę, na pewno odziedziczyła to po mamusi, bo na pewno nie po mnie. 
Przyznam, odetchnąłem z ulgą, kiedy tylko wróciliśmy do domu. Miałe wrażenie, że ta droga powrotna ciągnęła się w nieskończoność. Dzisiaj zdecydowanie byłem nie do życia, miałem nadzieję, że Miki się na mnie nie obrazi, jeżeli na trochę się zdrzemnę i zostawię wszystko na jego głowie... chociaż, już teraz jest na mnie obrażony, więc chyba gorzej być nie może. 
- Poproś mamę, by odgrzała ci obiad, ja się na chwilkę położę – odezwałem się, odpinając smycz od obroży Cosmo, który był wyjątkowo zadowolony ze spaceru. Tylko on i córeczka zwracają na mnie uwagę w ostatnich dniach, za co byłem im niezmiernie wdzięczny. No i była jeszcze Coco, ale ona zdecydowanie wolała rozwalić się na wolnej połowie łóżka niż leżeć ze mną na niewygodnej kanapie. W tym wspiera mnie tylko Cosmo, który czysto teoretycznie miał spać na kanapie tylko jeden dzień, a spał ze na dzień w dzień. Znaczy, on spał, ja siedziałem i starałem się zasnąć.
 - Pewnie. Wszystko w porządku, tato? Nie wyglądasz najlepiej – odezwała się Misaki, patrząc na mnie ze zmartwieniem. Co to o mnie świadczy, że własne dziecko się o mnie martwi podczas, kiedy powinna się beztrosko bawić... 
- Jestem tylko zmęczony, księżniczko, to nic takiego – wyjaśniłem, uśmiechając się do niej delikatnie. 
- A pomożesz mi później w lekcjach? – dopytała, patrząc na mnie z nadzieją w tych cudnych, fioletowych oczkach. 
- Oczywiście, jak tylko się obudzę. A jak się nie obudzę za jakieś dwie godziny, to sama mnie obudź – poprosiłem, czochrając jej włoski. – A teraz już idź do mamy. 
Misaki zniknęła gdzieś w głębi domu, a ja od razu ruszyłem w kierunku kanapy. Kiedy tylko Cosmo to zauważył, zaczął biegać wokół mnie i szczekać, jakby próbował mnie odciągnąć od spania. Normalnie byłbym na niego bardzo o to zły, ale byłem aktualnie w takim stanie, że to mi niezbyt mi przeszkadzało. W pewnym momencie nawet złapał mnie zębami za rękaw koszuli zmuszając mnie do spojrzenia w dół. Co ten pies ode mnie chciał...? Skąd u mnie na nadgarstku takie różowe plamki...? Może mnie coś ugryzło, albo się oparzyłem...? No nic, to mnie przecież nie boli, więc pewnie samo za jakiś czas zniknie. 
- Puść – rozkazałem, a pies mimo wszystko posłuchał się mnie. – A teraz już spokój, chcę iść spać – poprosiłem, kładąc się na kanapie i niemalże natychmiast zasypiając. Ostatnie, co pamiętałem, to to, że Cosmo nadal szczekał. O co temu psu chodziło, to ja nie mam pojęcia, ale w sumie to już nie moje zmartwienie...

<Aniołku? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz