Cieszyłem się, że dzisiaj wziąłem ze sobą Cosmo, bo dzięki temu jako tako zwracałem uwagę na otoczenie. Tego dnia nie czułem się nieco gorzej niż zazwyczaj, mój organizm w końcu zdecydował, że jest zmęczony i jednak chce spać. Szkoda tylko, że nie chce tego robić w nocy, kiedy faktycznie powinienem spać... jeszcze tylko teraz wystarczy poczekać, aż będę na tyle głodny, że zacznę normalnie jeść, chociaż w sumie, byłem głodny niemalże cały czas, tylko to jedzenie nie chce mi przejść przez gardło. Jak długo będę żył ten sposób, to nie mam pojęcia.
Odebrałem córeczkę i podczas drogi powrotnej starałem się jej poświęcać jak najwięcej uwagi i z nią aktywnie rozmawiać, mimo tego, że aktualnie marzyłem tylko o tym, aby położyć się w łóżku... chociaż nie, nie mogłem położyć się w łóżku, została mi kanapa, która najlepsza do spania nie była, ale chyba lepsza ona niż podłoga. Wracając do mojej księżniczki, dzisiaj naprawdę miała pracowity i pełen osiągnięć dzień. Tutaj napisała niezapowiedzianą kartkówkę, która według jej przeczuć poszła jej bardzo dobrze, otrzymała bardzo dobrą ocenę z odpowiedzi z historii, praca domowa z języków też została oceniona na dobrą ocenę... mam naprawdę mądrą córeczkę, na pewno odziedziczyła to po mamusi, bo na pewno nie po mnie.
Przyznam, odetchnąłem z ulgą, kiedy tylko wróciliśmy do domu. Miałe wrażenie, że ta droga powrotna ciągnęła się w nieskończoność. Dzisiaj zdecydowanie byłem nie do życia, miałem nadzieję, że Miki się na mnie nie obrazi, jeżeli na trochę się zdrzemnę i zostawię wszystko na jego głowie... chociaż, już teraz jest na mnie obrażony, więc chyba gorzej być nie może.
- Poproś mamę, by odgrzała ci obiad, ja się na chwilkę położę – odezwałem się, odpinając smycz od obroży Cosmo, który był wyjątkowo zadowolony ze spaceru. Tylko on i córeczka zwracają na mnie uwagę w ostatnich dniach, za co byłem im niezmiernie wdzięczny. No i była jeszcze Coco, ale ona zdecydowanie wolała rozwalić się na wolnej połowie łóżka niż leżeć ze mną na niewygodnej kanapie. W tym wspiera mnie tylko Cosmo, który czysto teoretycznie miał spać na kanapie tylko jeden dzień, a spał ze na dzień w dzień. Znaczy, on spał, ja siedziałem i starałem się zasnąć.
- Pewnie. Wszystko w porządku, tato? Nie wyglądasz najlepiej – odezwała się Misaki, patrząc na mnie ze zmartwieniem. Co to o mnie świadczy, że własne dziecko się o mnie martwi podczas, kiedy powinna się beztrosko bawić...
- Jestem tylko zmęczony, księżniczko, to nic takiego – wyjaśniłem, uśmiechając się do niej delikatnie.
- A pomożesz mi później w lekcjach? – dopytała, patrząc na mnie z nadzieją w tych cudnych, fioletowych oczkach.
- Oczywiście, jak tylko się obudzę. A jak się nie obudzę za jakieś dwie godziny, to sama mnie obudź – poprosiłem, czochrając jej włoski. – A teraz już idź do mamy.
Misaki zniknęła gdzieś w głębi domu, a ja od razu ruszyłem w kierunku kanapy. Kiedy tylko Cosmo to zauważył, zaczął biegać wokół mnie i szczekać, jakby próbował mnie odciągnąć od spania. Normalnie byłbym na niego bardzo o to zły, ale byłem aktualnie w takim stanie, że to mi niezbyt mi przeszkadzało. W pewnym momencie nawet złapał mnie zębami za rękaw koszuli zmuszając mnie do spojrzenia w dół. Co ten pies ode mnie chciał...? Skąd u mnie na nadgarstku takie różowe plamki...? Może mnie coś ugryzło, albo się oparzyłem...? No nic, to mnie przecież nie boli, więc pewnie samo za jakiś czas zniknie.
- Puść – rozkazałem, a pies mimo wszystko posłuchał się mnie. – A teraz już spokój, chcę iść spać – poprosiłem, kładąc się na kanapie i niemalże natychmiast zasypiając. Ostatnie, co pamiętałem, to to, że Cosmo nadal szczekał. O co temu psu chodziło, to ja nie mam pojęcia, ale w sumie to już nie moje zmartwienie...
<Aniołku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz