Doskonale rozumiałem obawy Mikleo, i całkowicie je podzielałem, ale jak teraz powiedział to tak na głos, poczułem się z tego powodu źle. W końcu była to moja wina, bo to Mikleo został poproszony o pomoc w walce, a ja więc powinienem zostać z dziećmi... ale gdybym został, chyba zadręczyłbym się na śmierć nie wiedząc, co takiego się u mojego męża. Teraz, jak jestem z Mikleo, także martwiłem się o dzieci, ale były w dobrych rękach. I to nie jednych. Za dobroć Alishy to my się nigdy nie wypłacimy...
- Spokojnie, są w dobrych rękach. Poza tym, dzieci na pewno będą bardziej grzeczne, niż gdyby zostały ze mną. Zawsze takie są – powiedziałem, uspokajając go. Jeżeli oboje będziemy panikować, nic dobrego z tego nie wyjdzie. Znaczy, już oboje panikujemy, ale ja chociaż udaje, że jestem spokojniejszy, więc jak ja będę udawał wystarczająco dobrze, Mikiemu udzieli się ten prawdziwy spokój... a przynajmniej taką miałem nadzieję. – Poza tym, w razie jakichś większych problemów ma cały sztab służących, którzy pomogą jej z tym małym diabłem.
- Małym diabłem? Jednym? – zapytał, odwracając się w moją stronę.
- No nie powiesz mi przecież, że Misaki będzie sprawiać problemy. Zresztą, Alisha jest twarda, da sobie z nimi radę – mówiłem dalej, całując go w policzek. – Myjemy się i idziemy spać? Musisz być jutro w jak najlepszej formie.
- Tylko ja? A co z tobą? – spytał, przyglądając mi się uważnie.
- Ja nie muszę, wystarczy, że nie będę przeszkadzał – wyjaśniłem, uśmiechając się delikatnie. W końcu jak nie będę przeszkadzał, to tak, jakbym pomagał...
- Jeżeli nie zamierzasz przeszkadzać, to chyba będę musiał zawrzeć pakt z pasterzem... – zaczął niewinnie, to mi się nie spodobało.
- A po co? Jesteś wystarczająco silny bez fuzji – bąknąłem, nie do końca zadowolony z takiej opcji. A najgorsze było to, że nie wiedziałem, czy mówił mi prawdę, czy też się ze mną drażnił...
- Właśnie podczas fuzji jesteśmy najsilniejsi. Bez mojego człowieka nie dam sobie rady – odpowiedział, kładąc dłoń na moim policzku.
- Zobaczymy, co to będzie, bo może okazać się tak, że nie będziesz mnie potrzebować – wyjaśniłem, cicho wzdychając.
- Lepiej jednak nastawiaj się na to, że będziesz mi niezbędny. A teraz chodź się umyć, z chęcią wszedłbym do gorącej wody – poprosił, chwytając mnie za nadgarstek i ciągnąc w stronę pomieszczenia, które było łazienką.
Chciałem przygotować kąpiel dla nas obu, ale Mikleo mnie ubiegł, co znowu niezbyt mi się podobało, no ale ja do powiedzenia nic nie miałem. Cierpliwie poczekałem, aż balia zostanie napełniona, po czym – po krótkim oglądaniu nagiego ciała Mikleo – dołączyłem do mojego męża. Nie wiem, czy to kwestia przyzwyczajenia, ale zdecydowanie bardziej wolałem balię w domu. Była nie dość że większa, to jeszcze wygodniejsza, no i też olejki, które kupuję, są wspaniałe... chyba odrobinkę się rozleniwiłem, od kiedy mamy własny dom. Albo to starość mnie dopadła. Albo jedno i drugie.
- Faktycznie, całkiem wygodne to łóżko – powiedziałem, kiedy położyłem się na materacu.
- Mówiłem ci – usłyszałem, kiedy mój mąż położył się obok mnie.
- No tak, ale nie sądziłem, że mój kręgosłup zaakceptuje coś innego poza naszym łóżkiem, a dobrze wiesz, jaki jest wrażliwy – wyjaśniłem, rozciągając się leniwie. – Myślisz, że ile nam to może zająć? – zapytałem, odwracając się w jego stronę i delikatnie się do niego przytulając. Była dosyć późna godzina, więc powinienem być zmęczony, ale jakoś tak nie potrafiłem zasnąć, zmartwiony jutrzejszą walką oraz dziećmi, które są kilkadziesiąt kilometrów od nas.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz