Od razu pokręciłem głową, nie mając zamiaru pozwalać mu wchodzić do wody, od tak wiedząc, jak może się to dla niego skończyć.
- Nie będzie musiał się tym przejmować, nasza fuzja pozwoli mu się stąd wydostać - Wyjaśniłem, mówiąc to w sposób bardzo oczywisty, bo przecież było to oczywiste prawda?
- Nie jestem pewien czy to dobry pomysł - Odezwał się Sorey, przyglądając mi uważnie. - Dasz radę na fuzję? - Dopytał, nie odrywając ode mnie wzroku.
- O mnie się nie martw, ja sobie dam radę, bardziej martwię się o ciebie - Przyznałem, naprawdę bojąc sir, że sobie nie poradzi, jest tylko człowiekiem i ma prawo sobie nie radzić.
- Bardzo słodkie a teraz może się już ruszycie? - Edna oczywiście musiała zaszczekać, niepotrzebnie tylko mnie drażniąc, ona naprawdę chce, abym się wściekł.
- Wypowiedz moje imię - Poprosiłem męża gotowy do fuzji, już po chwili łącząc się z nim w jedność, prowadząc go przez rwącą rzekę, wydostając się z tego okropnego miejsca, odczuwając ulgę, gdy tylko stanęliśmy na ziemi, dostrzegając świat istniejący wokół nas.
- Nareszcie - Wdukalem, gdy fuzja zakończyła się, a ja zadowolony przytuliłem się do zmęczonego męża. Zerkając na resztę zmęczonych serafinów. Każdy z nas ma dość, a to nie koniec naszej przygody demon wciąż gdzieś tu jest, a my musimy go dopaść.
Każdy z nas był padnięty a mój biedny mąż chyba nawet wygłodniały. Na nasze szczęście rzeka, z której się wydostaliśmy, znajdowała się nie daleko miasta, do którego od razu się udaliśmy, idąc do gospody, w której jak się okazało, znajdował się Arthur.
- Udało wam się, już myślałem, że nigdy was nie zobaczę - Odezwał się z wielką entuzjazmem w głosie.
- Jak długo nas nie było? - Lailah, która usiadła na jednym z krzeseł, biorąc głęboki wtedy.
- Cztery dni - Przyznał, czym lekko nas wszystkich zaskoczyły.
Wiedzieliśmy, że trochę nas nie było jednak aby aż tak? To naprawdę przerażające, jeszcze kilka dni i mój mąż naprawdę mógłby źle tam skończyć.
- Powinniśmy poszukać demona - Zawołała Edna chętna do poszukiwania naszego wroga.
- Chyba ci odbiło, jak chcesz, to idź go szukaj, ja idę odpocząć - Odezwał się Zaveid, mając już dość poprzednich dni wraz z tym konkretnym.
- Zgadzam się, musimy odpocząć - Tym razem odezwała się Lailah, z czym i my się zgodziliśmy, idąc do wynajętych dla nas pokoi, prosząc gospodarza o posiłek który obiecał przynieść nam posiłek do pokoju.
- Idź, zażyj kąpieli, ogrzej się, nim przyjdzie dla ciebie coś do jedzenia - Sorey nie narzekał ani nie starał się mi stawić, robiąc to, o co go poprosiłem, z czego byłem zadowolony, musi teraz odpocząć po tym wypadku, nabrać siłę i znów wrócić do walki z demonem.
- Umyjesz się ze mną? - Zapytał, przyglądając mi się z widocznym zmęczeniem wymalowanym na twarzy.
- Oczywiście - Zgodziłem się, idąc z mężem do łazienki, gdzie razem wzięliśmy dokładną kąpiel całego ciała, wychodząc z łazienki, już po chwili słysząc pukanie do drzwi, otrzymując posiłek dla Soreya.
- Proszę - Podałem mu talerz z jedzeniem, nie mając zamiaru go kontrolować, niech zje, tyle ile będzie w stanie, a następnie położy się i odpocznie, co ja uczynię od razu, zmęczony nie tyle naszą przygodą a tym jak źle było mi w tej jaskini. Ciemno, ciasno i bez dostępu do światła a tego żaden serafin nie lubi, nie mówiąc już o ludziach.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz