Zastanowiłem się chwilę nad jego słowami, analizując to czy ta kanapa jest miękka, czy miękka nie jest, jak dla mnie nie jest wcale taka zła i spokojnie mógłbym z nią spać, a on cóż najwidoczniej jego plecy mają większe wymagania od moich ze względu na może wiek a może po prostu zawsze dla niego taka była, nie mnie to oceniać dla tego najlepiej będzie, jak nie będzie na niej więcej zasypiał, dla jego własnego i pleców dobra.
- W takim razie chyba nie możesz leżeć więcej na kanapie, aby zaoszczędzić sobie cierpienia - Wywnioskowałem z jego wypowiedzi, proponując mu, aby unikał bliskich kontaktów z kanap.
- A co jeśli dzieci będą chciały, abym się z nimi położył? - Dopytał, zmartwiony tym faktem.
- Cóż, dla dzieci to się wypada poświęcić - Odezwałem się, w odpowiedzi dostając głośne westchnięcie.
- Wiem o tym, dla tego się poświęcam - Wyznał, na co uśmiechnąłem się jeszcze szerzej
- Wiem skarbie i za to cię kocham - Wyznałem, całując go w policzek z nietracącym się z ust uśmiechem.
- Powiedz to moim plecom, które mnie nie na widzą, za to, co robię - Odezwał się, patrząc na dzieci, które chyba wciąż chciał zabrać do swoich pokoi, a i po co? Źle im tu? Nie, a więc po co je w ogóle ruszać.
- Chyba jednak zabiorę ich do pokoi - A on znów swoje co za uparty osioł, niech da im święty spokój, bo i po co ich wybudzać ze snu, jak śpią, to niech już śpią, bo jeśli teraz ich obudzi. Merlin nie będzie zadowolony, a jak on nie jest zadowolony to i ja nie jestem zadowolony, nie chcąc słuchać jego krzyków.
- Zostaw te dzieci w świętym spokoju, niech już śpią - Odezwałem się, wyciągając na krześle, podsuwając krzesło bliżej moich nóg, aby móc je na nim położyć postanawiając korzystać z ciszy i spokoju, póki jeszcze ją mamy.
- To, co mamy w takim razie robić? - Zapytał, najwidoczniej nie mając co ze sobą zrobić, no cóż, jak się nudzi, to niech się rozbierze i ubrań popilnuje, chociaż może lepiej nie dzieci nie powinny tego oglądać, a i ja wolałbym tego uniknąć, samemu za bardzo nie mogąc tego znieść, mają zapewne ochotę na więcej...
- No nie wiem jak ty, ale ja mam zamiar odpoczywać, przynajmniej jeszcze kilka chwil nim te dwa potworki się obudzą - Przyznałem, dodając po chwili. - I tobie to polecam.
Sorey zmarszczył brwi, finalnie robiąc to, co mu powiedziałem, siadając obok na krześle, grzecznie przy mnie siedząc, nim dzieci obudziły się, a my znów wróciliśmy do opieki nad nimi.
I znów sprawdzanie temperatury, smarowanie maścią ich plamek, robienie herbaty i czegoś lekkiego do jedzenia, aby nasze pociechy miały wszystko, czego potrzebowały.
Misaki grzecznie wzięła nawet zioła, kładąc się na poduszkę, chcąc jeszcze odpocząć a Merlin, cóż on miał inny pomysł na doprowadzenie mnie do wewnętrznego gniewu.
- Dlaczego to zrzuciłeś? - Zapytałem, podnosząc z ziemi miseczkę po owsiance, która wylądowała na ziemi, czym szybko zainteresował się nasz pies, wszystko zjadając.
- Nie chce - Burknął, strojąc mi fochy.
- I musiałeś to zrzucać? Jesteś dziś naprawdę okropny - Odparłem, wstając z kolan, chcąc iść do kuchni.
- Mama - Zawołał, wyciągając ręce w moją stronę, chcąc abym wziął go na ręce.
- Nie, nie będę nosił cię na rękach, sam umiesz chodzić - Odparłem, idąc do kuchni, słysząc nagle krzyk wymieszany z płaczem Merlina, który w złości pobiegł za mną, zaczynając bić mnie po nodze.
- Niedobra mama - Wyburczał przez łzy, nie przestając mnie bić.
- Przestań, to mnie też boli - Odsunąłem go od siebie co i tak nic nie dało, mały wredny złośnik.
- Co ty robisz, dlaczego bijesz mamę? - W tym momencie pojawił się w kuchni Sorey zwracający się do syna.
- Mama niedobra - Odezwał się do taty zły na mnie za nie wiadomo co.
- Skoro jestem taki niedobry, od dziś zajmuje się tobą tatuś - Odezwałem się do syna, zaczynając myć naczynia.
- Nie chcę, mama nie - Krzyczał, będąc w stanie nawet bezczelnie mnie ugryźć, byleby okazać swoją złość.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz