piątek, 9 grudnia 2022

Od Mikleo CD Soreya

Zastanowiłem się chwilę nad jego słowami, analizując to czy ta kanapa jest miękka, czy miękka nie jest, jak dla mnie nie jest wcale taka zła i spokojnie mógłbym z nią spać, a on cóż najwidoczniej jego plecy mają większe wymagania od moich ze względu na może wiek a może po prostu zawsze dla niego taka była, nie mnie to oceniać dla tego najlepiej będzie, jak nie będzie na niej więcej zasypiał, dla jego własnego i pleców dobra.
- W takim razie chyba nie możesz leżeć więcej na kanapie, aby zaoszczędzić sobie cierpienia - Wywnioskowałem z jego wypowiedzi, proponując mu, aby unikał bliskich kontaktów z kanap.
- A co jeśli dzieci będą chciały, abym się z nimi położył? - Dopytał, zmartwiony tym faktem.
- Cóż, dla dzieci to się wypada poświęcić - Odezwałem się, w odpowiedzi dostając głośne westchnięcie.
- Wiem o tym, dla tego się poświęcam - Wyznał, na co uśmiechnąłem się jeszcze szerzej
- Wiem skarbie i za to cię kocham - Wyznałem, całując go w policzek z nietracącym się z ust uśmiechem.
- Powiedz to moim plecom, które mnie nie na widzą, za to, co robię - Odezwał się, patrząc na dzieci, które chyba wciąż chciał zabrać do swoich pokoi, a i po co? Źle im tu? Nie, a więc po co je w ogóle ruszać.
- Chyba jednak zabiorę ich do pokoi - A on znów swoje co za uparty osioł, niech da im święty spokój, bo i po co ich wybudzać ze snu, jak śpią, to niech już śpią, bo jeśli teraz ich obudzi. Merlin nie będzie zadowolony, a jak on nie jest zadowolony to i ja nie jestem zadowolony, nie chcąc słuchać jego krzyków.
- Zostaw te dzieci w świętym spokoju, niech już śpią - Odezwałem się, wyciągając na krześle, podsuwając krzesło bliżej moich nóg, aby móc je na nim położyć postanawiając korzystać z ciszy i spokoju, póki jeszcze ją mamy.
- To, co mamy w takim razie robić? - Zapytał, najwidoczniej nie mając co ze sobą zrobić, no cóż, jak się nudzi, to niech się rozbierze i ubrań popilnuje, chociaż może lepiej nie dzieci nie powinny tego oglądać, a i ja wolałbym tego uniknąć, samemu za bardzo nie mogąc tego znieść, mają zapewne ochotę na więcej...
- No nie wiem jak ty, ale ja mam zamiar odpoczywać, przynajmniej jeszcze kilka chwil nim te dwa potworki się obudzą - Przyznałem, dodając po chwili. - I tobie to polecam.
Sorey zmarszczył brwi, finalnie robiąc to, co mu powiedziałem, siadając obok na krześle, grzecznie przy mnie siedząc, nim dzieci obudziły się, a my znów wróciliśmy do opieki nad nimi.
I znów sprawdzanie temperatury, smarowanie maścią ich plamek, robienie herbaty i czegoś lekkiego do jedzenia, aby nasze pociechy miały wszystko, czego potrzebowały.
Misaki grzecznie wzięła nawet zioła, kładąc się na poduszkę, chcąc jeszcze odpocząć a Merlin, cóż on miał inny pomysł na doprowadzenie mnie do wewnętrznego gniewu.
- Dlaczego to zrzuciłeś? - Zapytałem, podnosząc z ziemi miseczkę po owsiance, która wylądowała na ziemi, czym szybko zainteresował się nasz pies, wszystko zjadając.
- Nie chce - Burknął, strojąc mi fochy.
- I musiałeś to zrzucać? Jesteś dziś naprawdę okropny - Odparłem, wstając z kolan, chcąc iść do kuchni.
- Mama - Zawołał, wyciągając ręce w moją stronę, chcąc abym wziął go na ręce.
- Nie, nie będę nosił cię na rękach, sam umiesz chodzić - Odparłem, idąc do kuchni, słysząc nagle krzyk wymieszany z płaczem Merlina, który w złości pobiegł za mną, zaczynając bić mnie po nodze.
- Niedobra mama - Wyburczał przez łzy, nie przestając mnie bić.
- Przestań, to mnie też boli - Odsunąłem go od siebie co i tak nic nie dało, mały wredny złośnik.
- Co ty robisz, dlaczego bijesz mamę? - W tym momencie pojawił się w kuchni Sorey zwracający się do syna.
- Mama niedobra - Odezwał się do taty zły na mnie za nie wiadomo co.
- Skoro jestem taki niedobry, od dziś zajmuje się tobą tatuś - Odezwałem się do syna, zaczynając myć naczynia.
- Nie chcę, mama nie - Krzyczał, będąc w stanie nawet bezczelnie mnie ugryźć, byleby okazać swoją złość.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz