Westchnąłem cicho, nie komentując jego zachowania, jeśli bardzo musi i nie jest w stanie przeżyć bez poczytania dzieciom książki, niech już to uczyni ja i tak wiem, że moje zdanie jakiekolwiek, by nie było, nie zostanie wysłuchane. Mój panie ześlij mi siłę a jemu rozum, bo ciężko to widzę, jeśli się nie zmieni, to w końcu sam sobie zrobi krzywdę.
- Oczywiście, bo po co mnie słuchać - Mruknąłem pod nosem, wracając do kuchni, gdzie zabrałem się za naczynia, które pozostały w zlewie co uczyniłem bez zastanowienia, mimo że w sumie nie miałem już ochoty na sprzątanie, najchętniej sam położyłbym się spać, mimo że wiem o tym, iż nie mogę. A jednak mimo tego wszystkiego odczuwałem zmęczenie, które dawało mi z kość, najwidoczniej to ostatnie czatowanie przy łóżku męża naprawdę mnie wykończyło, na nasze wszystkich szczęście Sorey już wrócił do domu i wszystko jest z nim dobrze, chociaż powinien więcej odpoczywać, ale na to akurat wpłynąć już nie mogłem.
Rozmyślając tak o tym i tamtym, wszystkim i niczym zakończyłem mycie naczyń, umyłem ręce po płynie, mogąc teraz... Sam nie wiem co zrobić, sprzątać? Szczerze mówiąc, nie mam na to już ochoty, może chwileczkę sobie odpocznę, pięć może dziesięć minutek i gdy tylko wstanę, na pewno zabiorę się do pracy, w końcu zawsze potrafię sobie coś do pracy skończyć.
Postanawiając więc zrobić sobie kilka minut przerwy, kładąc się na kanapie, zamykając oczy na przysłowiowe pięć minut, a przynajmniej taki miałem zamiar.
Pięć minutek przerodziło się chyba w dwie godziny, co dostrzegłem od razu po otworzeniu swoich oczu, rozciągając się leniwie, rozglądając się po salonie, dostrzegając męża siedzącego w fotelu.
- Sorey? Dlaczego ty nie śpisz? - Zapytałem, przecierając dłonią zaspaną twarz.
- Chciałem troszeczkę ci się poprzyglądać, jesteś tak słodziutki, gdy śpisz - Odparł, uśmiechając się do mnie zadziornie, mimo że widać było po nim zmęczenie.
- Nie jestem słodki - Mruknąłem, pusząc delikatnie swoje policzki.
- Oczywiście mój mały słodki aniele - Odezwał się zadziornie, podchodząc do mnie, całując moje usta.
- Ty już nigdy nie zmądrzejesz - Zaśmiałem się, wtulając w jego ciało, mrucząc cicho pod nosem, okazując tym samy swoje zadowolenie.
- Takiego mnie sobie wybrałeś, nie możesz teraz narzekać, dobrze wiesz, zwrotów nie ma, już się ode mnie nie uwolnisz - Gdy to mówił, zaśmiałem się cicho, kręcąc swoją głową, mój kochany głuptasek.
- Nawet gdybym mógł, nie uczyniłbym tego - Zapewniłem go, nie odsuwając się od jego ciała, trwając tak jeszcze kilka chwil, nim w końcu odsunąłem się od jego ciała, patrząc w jego oczy.
- Idź odpocznij, miałeś przecież dużo leżeć, pamiętasz? - Przypomniałem mu, patrząc w jego oczy, głaszcząc po policzku, który wypadałoby ogolić, trochę drapie, a to nie do końca mi się podobało, jednak jestem w stanie mu to wybaczyć a wszystko to powodu jego niedawnej przygody z demonem.
- Nie musisz się tak o mnie martwić, jestem dorosłym mężczyzną, który wie, kiedy ma odpocząć - Wyznał, oczywiście nie mogąc przyznać, że jest zmęczony, kim by w końcu był, gdyby musiał to przyznać.
- Możesz być dorosłym mężczyzną, mogącym radzić sobie bez mojej pomocy jesteś jednakże moim mężem i właśnie z tego powodu będę się o ciebie martwił, ile tylko trzeba, a trzeba bo ty o siebie nie martwisz się wcale - Wyjaśniłem, mówiąc mu tylko to, co myślałem i czułem, martwiąc się o ukochanego męża, którego ostatnimi czasy bardzo mi brakowało. Bo, mimo że byłem na niego zły to i też brakowało mi go bardzo dla tego teraz tak bardzo nie tylko martwię się o niego, ale i pragnę jego uwagi nadrabiając chwile długiego milczenia z naszej strony.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz