Nie byłem szczęśliwy z powodu wypowiedzianych przez niego słów, jeśli nie odpocznie, jutro, a raczej jeszcze dziś rano będzie czuł się źle, a tak mógłby troszeczkę sobie odpocząć, gdy ja posiedziałbym przy dziecku, z drugiej jednak strony, jeżeli i tak nie będzie umiał zasnąć, to chyba faktycznie beż sensu, abym go zmieniał, bo w takim wypadku oboje będziemy zmęczenie, a chyba jednak lepiej będzie, jak chociaż jeden z nas będzie w stanie trzeźwo myśleć.
- Uparty jak osioł - Mruknąłem sam do siebie pod nosem, idąc do sypialni, gdzie postanowiłem położyć się pod ciepłą kołderkę, wtulając w poduszkę męża nos, zamykając oczy, starając się zasnąć, na początku jednak bardzo ciężko mi to wychodziło z powodu zbyt intensywnego myślenia jednak i to w końcu mnie zmęczyło, a ja odpłynąłem w krainę morfeusza.
Następnego ranka obudził mnie płacz naszego synka, do którego tak bardzo wstawać mi się nie chciało.
- Sorey idź do niego - Mruknąłem przez sen, chowając głowę w poduszkę, nie zwracając uwagi na jego odpowiedź lub jej brak.
- Sorey to również twój syn - Zauważyłem, odwracając głowę w stronę poduszki męża, dopiero wtedy przypominając sobie, że on ze mną nie spał całą noc, pilnując naszą córeczkę. - No tak nie ma cię - Zwróciłem się do siebie samego powoli, chociaż bardzo leniwie wstając z łóżka, idąc do pokoju synka, który cóż nie wyglądał najlepiej. Zmartwiony od razu położyłem dłoń, na jego jak się okazało gorącym czole, cicho wzdychając. Cudownie tego właśnie mi trzeba drugiego chorego dziecka, bo jedno do zdecydowanie za mało.
- Chodź skarbie, zaraz coś na to zaradzimy - Odezwałem się do dziecka, biorąc go na ręce, zanosząc do kuchni, gdzie zrobiłem mu zioła z sokiem, aby pomogły mu z przeziębieniem, a następnie starałem się podać mu coś do jedzenia, no właśnie próbowałem, bo Merlin nie chciał jeść, zrzucając miskę z jedzeniem na ziemię, tłukąc ją przy okazji.
- Merlin na Boga jesteś naprawdę okropny - Burknąłem w stronę synka, już mając go dość, a to dopiero początek, mój panie daj mi cierpliwość, bo jak dasz mi siłę, to mu coś zrobię, przysięgam.
- Co się dzieje? - Dźwięk stłuczonego szkła sprowadził na dół mojego męża, wyglądającego cóż delikatnie mówiąc okropnie.
- Merlin stroi fochy - Odparłem, odsuwając dziecko od siebie, aby spokojnie posprzątać stłuczone szkło.
- Zostaw, ja to zrobię - Sorey już chciała pomóc zmartwiony tym, że mógłbym sobie coś chyba zrobić, niepotrzebnie doskonale sobie radzę sam.
- Nie musisz, poradzę sobie, a ty lepiej mi powiedz, jak się czuje Misaki? - Zapytałem, zbierając szkło, po raz kolejny odsuwając od siebie dziecko. - Merlin albo się odsuniesz, albo zaraz dostaniesz w tyłek - Zagroziłem chłopcu, który od razu zaczął płakać jeszcze głośniej.
- Ma gorączkę i lekko zatkany nos, ale nie jest aż tak źle z nią a co z nim? - Dopytał, zwracając uwagę na synka, który siedzi na ziemi i głośno płakał.
- Misaki chyba go zaraziła, ma gorączkę i jest nie do wytrzymania, zaraz go rozszarpie - Syknąłem zirytowany jego słodkim płaczem. - Zjecie coś z Misaki? - Dopytałem, nie wiedząc, czy coś mu zrobić do picia lub jedzenia i czy Misaki przypadkiem czegoś by nie zjadła, mogąc być odrobinkę głodną z powodu małej ilości zjedzonego wczoraj posiłku.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz