Obudziłem się późnym porankiem, rozciągając leniwie w pościeli, nie mając za bardzo ochoty wstawać z łóżka, było mi w końcu tak w nim dobrze i pewnie, gdyby nie obowiązki, które miałem wykonać na pewno spędziłbym w nim calutki dzień wraz z mężem. Niestety lub stety rodzicielstwo wzywa a wraz z nim inne obowiązki, których nie mogę pozostawić na głowie mojego męża.
- Miki śpisz? - Słysząc cichy szept mojego męża, odwróciłem głowę w jego stronę, uśmiechając się do niego delikatnie.
- Nie, nie śpię - Wyznałem, podnosząc się do siadu, dopiero wtedy zauważając coś schowanego za jego plecami. - Co tam masz? - Zaciekawiony zerkałem na męża.
- Prezent dla mojego najcudowniejszego aniołka na całym świecie - Gdy to mówił, wyciągnął za pleców piękny bukiet czerwonych róż.
- Sorey nie trzeba było.. Dziękuję - Odparłem, wstając z łóżka, biorąc bukiet do rąk, przytulając go bliżej swojej twarzy. - Pięknie pachną - Przyznałem, zachwycony ciesząc się z pięknego prezentu.
- Nie musisz dziękować, chciałem sprawdzić ci przyjemność i przeprosić jeszcze raz za to, co powiedziałem i jak się zachowałem, to nie miało prawa się tak zakończyć, a ja nigdy nie powinienem byk tak powiedzieć - Gdy to mówił, wydawał się smutny, ciekawe, dlaczego był smutny? Przecież nic się nie stało, to znaczy stało się, ale to już za nami i naprawdę nie chce poruszać tego tematu kolejny raz..
- Już cicho, cicho bądź i nie mów o tym już więcej, było minęło, a ja nie chcę już tego roztrząsać - Poprosiłem, odkładając kwiaty na łóżku, przytulając się do mojego ukochanego męża. - Kocham cię - Wymruczałem zadowolony.
- I ja ciebie również kocham. A jednak mimo to wciąż czuję się winien tego, co się stało - A on swoje, gdacze i gdacze, nie potrafiąc sobie odpuścić.
- Ależ z ciebie gdacząca kaczka - Westchnąłem, czym chyba zaskoczyłem mojego męża.
- Kaczka? Skąd wzięła ci się kaczka? - Dopytał, unosząc jedną brew ku górze.
- Sam nie wiem, chyba wczorajsza bajka mi się udzieliła - Wzruszyłem ramionami, biorąc kwiaty w ręce, chcąc włożyć je do wazonu.
- I z tego powodu jestem kaczką? - Idąc za mną, przyglądał mi się uważnie, podając mi wazon, do którego wlał zimną wodę.
- Tak, gdaczesz, jak ta kaczucha z bajki i samo tak wyszło - Przyznałem, wpatrując się w piękne kwiaty. Takie prezenty mógłbym dostawać codziennie, kwiaty i nic więcej nie było mi potrzeba.
Sorey westchnął cicho, kręcąc głową, nie komentując moich słów, najwidoczniej nie chcąc przypadkiem się pokłócić, chociaż myślę, że w takiego powodu raczej byśmy się nie pokłócili.
- Nie podoba mi się to - Bąknął, pusząc swoje policzki, mówiąc no bardzo cicho, zapewne, gdybym nie był tak blisko, nic bym nie usłyszał.
- Biedna kaczucha - Cmoknąłem go w nos, słysząc z góry wołanie naszego synka, no tak najwyższa pora już wstać ileż w końcu można spać, rodzice już nie śpią, a więc i on spać nie będzie, no nie ma przecież takiej opcji. - Pójdę po niego a ty, jeśli możesz, przygotuj mu śniadanie - Poprosiłem, uśmiechając się łagodnie, całując go w policzek, po czym ruszyłem po schodach do pokoju synka, którym musiałem się zająć, a może wyjdziemy na dwór, jeśli tylko wszyscy będziemy mieli na to czas i ochotę.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz