niedziela, 1 stycznia 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Jego słowa odrobinkę mnie zaskoczyły, nie sądziłem, że Mikleo powiedział jej o moim stanie, w końcu to na pewno musiało ją mocno zdenerwować i źle wpłynąć na jej ciążę... mam nadzieję, że tak samo powiedział jej o moim obudzeniu się. Oby jej się przeze mnie nic nie stało, bo sobie tego nigdy nie wybaczę. Na jego prośbę pokiwałem głową, nie mając nic przeciwko jej, w końcu to całkiem dobry pomysł, by normalnie wyjść z całą rodziną na spacer, znaczy, prawie całą rodziną. Miałem nadzieję, że Yuki, gdziekolwiek by teraz nie był, jest bezpieczny i zdrowy. 
- Możemy iść, ale mam dwa ale – zacząłem, przyglądając się mu bardzo uważnie. – Po pierwsze, najpierw muszą wyschnąć mi włosy, a po drugie musisz się porządnie rozgrzać, bo później będę miał z tobą problem – wyjaśniłem, poprawiając jego włosy. 
- Wiesz, to pierwsze to nie jest aż takim wielkim problemem, bo mogę ci trochę w tym pomóc. Widzisz, gotowe – powiedział, dotykając jednego z moich kosmyków. – Chyba też wypadałoby ci trochę je skrócić – dodał, poprawiając te kilka pasemek, które zdołały wydostać się z mojego prowizorycznego kucyka. 
- Skoro dają się związać, to nie jest najgorzej – odparłem, machając na to wszystko ręką. Nie chciałem za bardzo zajmować czasu mojemu najdroższemu mężowi swoją osobą, chyba, że sam uzna, że mu się już nie podobam i trzeba coś z tymi włosami zrobić. A do tej pory jakoś to przetrwam. – Przygotuję ci coś ciepłego do picia, byś się rozgrzał, masz więc jakieś specjalne życzenia? – dopytałem, uśmiechając się delikatnie. 
- No nie wiem, może kakao...? 
- Więc zapraszam na nie za kilka minut – powiedziawszy to ucałowałem go w czubek nosa i wyszedłem z łazienki, przed którą czekał Cosmo. Odkąd tylko wróciłem, czyli od wczoraj, pies praktycznie mnie nie odstępował na krok. Wyjątkiem były tylko momenty, kiedy wychodził na dwór, ale zaraz po powrocie znowu przy mnie siedział. Chyba troszkę się przejął moją nieobecnością, a przecież nie było mnie jakoś bardzo długo...
Kiedy powiedziałem dzieciom, że robię kakao dla mamy, i one zgłosiły chęć wypicia tego napoju, więc w ten sposób zamiast jednego kubka kakao robiłem aż trzy. Nie byłem za bardzo pewny, czy dzieci powinny coś pić przed wyjście na spacer, bo potem o toaletę będzie ciężko... cóż, będę się tym przejmował dopiero, jak przyjdzie co do czego, a do tej pory po prostu będę się cieszył wspólnie spędzonym czasem, nim znowu coś spróbuje mnie zabić. Za dużo razy umykałem śmierci, kiedyś tego szczęścia troszkę mi zabraknie. 
Mikleo zszedł po kilku minutach na dół i najpierw chciał podejść do kuchni, ale od razu został zaciągnięty przez dzieci do salonu. Oczywiście, w końcu teraz najwyższa pora na uwagę mamy, za którą już zdążyły się stęsknić. Do tej pory tylko ja poświęcałem im swój czas, ale ile czasu można z takim tatą spędzać... Kiedy zalałem kubki gorącym mlekiem, najpierw zdecydowałem się zanieść napój dzieciom nawet jeżeli wiedziałem, że jeszcze go nie będą pić, zwłaszcza Merlin, bo jest jeszcze za gorące, no ale wiedziałem, że mogą marudzić, jeżeli tego nie dostaną. 
- Proszę bardzo – powiedziałem, kiedy doniosłem już trzeci kubek dla męża, a po postawieniu go na stoliku pocałowałem go w policzek. – Nadal jesteś zimny – bąknąłem, lekko się wzdrygając. Jego ciało bardzo szybko łapało chłód, no ale już rozgrzać to się go tak ławo nie dało. 
- Może tak odrobinkę – przyznał, wtulając się w moje ciało. I jeszcze ogrzewa się moim kosztem... on to dopiero nie ma skrupułów. 
- Tato, narysujesz mi Cosmo? – zapytała nagle Misaki, odwracając się w moim kierunku. 
- A czemu ja mam go narysować? Przecież ładnie rysujesz – odezwałem się, poświęcając troszeczkę więcej uwagi mojej córeczce. Merlin na szczęście dalej bawił się zabawkami, na razie troszkę nas olewając, no ale to nie narzekałem. Ostatnimi czasy troszkę bywał nerwowy. 
- Ale ty rysujesz jeszcze ładniej... proszę – dodała, robiąc słodkie oczka. I co ja z nią mam... 
- No dobrze, to daj mi kartkę – poprosiłem, odsuwając się od Mikleo. Zadowolona Misaki podała mi czystą kartkę, a ja zgodnie z obietnicą narysowałem jej naszego futrzaka. I to na całą kartkę, bo o to mnie poprosiła, co mi się wydawało troszkę dziwne, no ale nie oponowałem, nie mając z tym większego problemu. I tak nie będzie to żadne arcydzieło, artystą to ja żadnym nie jestem. W międzyczasie Misaki popijała swoje kakao, które już chyba takie gorące nie było, więc Merlin też powoli mógłby zacząć pić, dzięki czemu szybciej moglibyśmy wyjść na spacer... o którym tak właściwie jeszcze nie wiedzą. Mam nadzieję, że spodoba im się taka niespodziewana wizyta u ukochanej cioci.

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz