Sorey rysował naszego psa, który wszedł mu.. Cóż nie do końca wiedziałem, czy chciałbym to komentować, z resztą nawet nie próbowałem. Powiedzmy, że ten rysunek jest ładny jak na mojej męża.
W czasie więc gdy mój mąż rysował, ja grzałem się ciepłym napojem, nie przeszkadzając ukochanemu w zajęciach, zerkając jedynie sporadycznie na synka.
- Cosmo - Zaśmiałem się nagle, gdy pies wskoczył na kanapę, kładąc się na moich kolanach, umożliwiając mi tym samym grzanie się swoim własny ciałem. - Dobry piesek - Pochwaliłem go, przytulając się do jego futra.
- Miki wiesz, że Cosmo nie może leżeć na kanapie - Odezwał się, niezadowolony Sorey zwracając uwagę na mnie i na psa.
- Ha, mówi to osoba, która spała z psem wielokrotnie na kanapie - Odpowiedziałem, nie mając zamiaru wyganiać psa z kanapy. Mnie jego obecność nie przeszkadza, a jeśli pies coś ubrudzi, trudno po prostu to posprzątam, żaden większy problem.
- To była inna sytuacja - Na jego słowa prychnąłem cicho pod nosem i tak się nim nie przejmując, cały czas przytulając do siebie psa, przynajmniej on lubi mnie grzać i nie przeszkadza mu moje zimne ciało. Pies to jednak był najlepszy prezent na świecie mimo tego, że wciąż nie do końca ufam psom, mojemu wiem, że mogę zaufać.
Sorey widząc, że i tak nic nie robię sobie z jego słów, westchnął ciężko, machając na to wszystko ręką, kończąc rysowanie psa.
- Gotowe - Odparł nawet chyba zadowolony ze swojego arcydzieła, które nie wyglądało tak źle, jak na początku, najwidoczniej ma więcej talentów, niż mogłem sobie wyobrażać.
- Ma dużą głowę - Odezwała się Misaki, przyglądając się obrazkowi wykonanemu przez tatę.
- Zawsze miał dużą głowę, ja tylko to odwzorowałem - Stwierdził, czym lekko rozbawił i mnie i naszą córkę. No niech mu już będzie, dużą głową kto by pomyślał.
- W porządku, to skoro już wiemy, że Cosmo ma dużą głowę, a ja już się wygrzałem, może iść na spacer - Gdy to powiedziałem, nasze dzieci skoczyły z radości już przygotowywać się do wyjścia na dwór. - I odwiedzimy ciocię Alishe - Dodałem, wcześniej nie mając na to okazji. Co uszczęśliwiło jeszcze bardziej nasze małe pociechy.
Sorey tak jak i ja widząc zachowanie naszych dzieci, zaśmiał się cicho, wstając z kanapy.
I tak właśnie o to tym sposobem już po kilku minutach byliśmy gotowi do wyjścia na spacer i odwiedziny cioci.
Spacer sam w sobie bym bardzo przyjemny dzieci bawiły się śniegiem, który wciąż leżał na ziemi, a my spokojnie szliśmy za rękę z psem, za nimi obserwując czy aby na pewno nic sobie nie zrobią.
- Jak dobrze cię widzieć - Odezwała się Alisha wisząca Soreya całego, zdrowego i idącego o własnych siłach.
- I ciebie, przepraszam za to, że się o mnie martwiłaś - Przeprosił ją, za coś, za co przepraszać się nie powinno.
- Nie przesadzaj, jesteś moim przyjacielem, zawsze będę się o ciebie martwić - Odparła, z czym Sorey nie do końca chciał się zgodzić, no tak, bo, jak by tak można było się o niego martwić. Cały Sorey on się nigdy nie zmieni.
Nie chcąc im przeszkadzać, zabrałem dzieci do Lailah, z którą i tak musiałem porozmawiać o demonie znajdującym się w ciele męża, z którym naprawdę trzeba coś zrobić.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz