Spojrzałem na niego z łagodnym uśmiechem na swoich ustach, moja biedna Kaczuszka, jak strasznie źle mi z tym, co się mu stało, gdybym tylko mógł, zrobiłbym wszystko, aby przestał czuć ten okropny ból, niestety nie byłem w stanie mu pomóc, uleczyłem jego rany, ale duszy uleczyć już w stanie niw byłem, a i oczyszczenie go z trucizny nie wchodziło w grę, nie za pomocą moich rąk.
- Spokojnie kaczuszko, pójdę tylko po dzieci, pamiętasz, miałem je to przynieść, Lailah będzie mogła zająć się lekarstwem, a maluch będą tu przy nas, tak jak tego chciałeś - Powiedziałem, uśmiechając się do niego łagodnie.
- Obiecujesz, że zaraz do mnie wrócisz? - Zapytał, nie puszczając mojej dłoni, wciąż bojąc się tego, co może się stać, gdy zostanie sam. Niech się niż nie boi, nie pozwolę mu znów tego przeżywać, zrobię wszystko, aby nie musiał kolejny raz cierpieć, już nigdy więcej.
- Obiecuje, zaraz wrócę, tylko pójdę po dzieci - Powtórzyłem, czekając cierpliwie aż puści mój nadgarstek, aby móc spokojnie ruszyć na dół do salonu po nasze maluchy.
Oczywiście nie obeszło się bez rozmowy z Lailah która wszystko chciała wiedzieć, a ja jak na spowiedzi wszystko jej powiedziałem, nim dzieci zabrałem, wracając do męża, tak jak mu obiecałem, dając mu to, czego chciał dzieci i mnie samego, teraz już nie musiał się o nic martwić, byliśmy przy nim i będziemy już na zawsze.
Dni mijały bardzo powoli, moja biedna Kaczuszka przez cały czas leżała w łóżku chcąc, abym był przy niebie, mimo że nie zawsze mogłem, mieliśmy dzieci, z którymi wiązały się różne obowiązki, na szczecie i moje i mojego męża jakoś byłem w stanie to wszystko ogarniać, chociaż przyznam, nie było to aż takie proste, do tego zmęczenie odrobinę mi w tym wszystkim przeszkadzało, ale przecież czego się nie robi dla ukochanej osoby, nawet jeśli wiąże się to z ciągłym zmęczeniem.
Jak dobrze więc po tym męczącym dla nas wszystkich czasie było usłyszeć, że Lailah stworzyła już antidotum na truciznę w ciele mojego męża, po której znów poczuje się lepiej, jego ciało się nareszcie wygrzeje, a on nie będzie cierpiał z powodu bólu.
- Masz pij - Odezwałem się po odebraniu od pani jeziora odtrudki, którą musiał wypić mimo okropnego smaku.
- Nie podoba mi się ten zapach - Mruknął, kręcąc przy tym swoim nosem, no jak dziecko i co ja z nim mam.
- Nie gadaj, tylko pij, to nie ma ani ładnie pachnieć, ani nawet smakować, to ma ci pomóc - Powiedziałem, pomagając mu się podtrzymać, gdy pił zioła, przy których strasznie się krzywił.
- Oby to pomogło mi tak, jak mówiłeś - Mruknął, opadając zmęczony na poduszkę wciąż taki zimny i delikatny, oby jak najszybciej mu to zaczęło działać, nie chce, aby cierpiał, bardziej niż jest to konieczne.
- Pomoże, na pewno pomoże, prześpij się, a gdy tylko znów otworzysz swoje oczy, poczujesz się zdecydowanie lepiej, obiecuję - Uśmiechając się do niego ciepło, ucałowałem go w czoło, trzymając jego dłoń.
- Zostaniesz przy mnie? - Zapytał, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Zostanę - Zgodziłem się, aby zostać chcąc być przy nim zawsze, póki tylko ten świat nam na to pozwoli.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz