Westchnąłem cicho, słysząc ich konwersacje, mówiłem przecież temu głupkowi, że on go nie pamięta, tak jak nie pamiętał nikogo innego prócz mnie, chociaż i to na początku nie było do końca jasne.
- Sorey to właśnie Zaveid poznałeś go jako człowiek, opowiadałem ci o nim i o Ednie - Zwróciłem się do męża, przedstawiając mu mężczyznę. - I nie, on nie jest twoim bratem, nie masz rodzeństwa - Dodałem, zdając sobie sprawę, że słów mężczyzny, który nazwał mojego męża bratem.
- Ale tyle przeżyliśmy, że mógłbym zostać jego bratem - Stwierdził Zaveid, robiąc minę pełną niezadowolenia i pretensji.
- Oj no przestań, mogę być jego bratem takim udawanym, ja się z nim nie bzykam, żeby być kimś więcej - Na te słowa oderwał w brzuch na tyle mocno, aby się ugiąć pod uderzeniem.
- Zamknij się - Syknąłem, patrząc na niego z pogardą, co za drań, jak on w ogóle może mówić coś takiego, jak mu zaraz poprawie to się zdziwi.
- To bolało, jesteś okrutny - Burknął, rzucając mi pogardliwe spojrzenie, podchodząc do mojego męża, zaczynając mu opowiadać niestworzone historie, wzdychając cicho, machnąłem na niego ręką, słysząc za sobą Edna, no i jeszcze ona.
- Obudził się najwyższa pora - Powiedziała Edna, wchodząc do naszej sypialni, podchodząc do mojego męża.
- Zostawcie go, on jest naprawdę zmęczony, potrzebuje spokoju - Powiedziałem, zwracając się do Edny i Zaveida, którzy mówili do mojego męża, robiąc mu większy mętlik w głowie.
Edna i Zaveid westchneli ciężko, głupio mi dogadując, wychodząc z pokoju, zostawiając mnie samego z mężem.
- Przepraszam cię za nich, zawsze lubili nam głupio dogadywać - Powiedziałem, siadając przy nim na łóżku, dotykając jego czoła, mój biedaczek wciąż jest tam strasznie zimny, a to przyznam, mnie niepokoiło.
Zmartwiony poszedłem szybko do kominka, rozpalając go, nie chcąc, aby mojemu mężowi było zimno.
- Dlaczego oni tacy są? - Zapytał, nakrywając się kołdrą zmarznięty jak nigdy przedtem.
- Sam nie wiem, zawsze tacy byli, kiedyś, gdy dopiero co zaczęliśmy ze sobą być, sugerowali, że jak zwierzęta musimy kochać się, gdzie popadnie, tak jakbyśmy nie byli ludźmi - Wyznałem, siadając obok niego, nakrywając go porządnie kocem.
- A co my zwierzęta? - Zapytał, nie rozumiejąc zachowania ani słów tamtej dwójki, która była bezczelna, robiąc to, co robiła.
- Wygląda na to, że jesteśmy, a raczej byliśmy zwierzętami - Powiedziałem, kładąc się na chwilę obok niego, patrząc mu w oczy.. - Mogę się do ciebie przytulić? - Zapytałem, nie wiedząc, czy mogę to zrobić, czy jednak nie, przecież on cierpiał, a ja nie chciałem, aby czół ból i to dlatego, że ja potrzebuje jego bliskości.
- Możesz, chociaż nie wiem, czy powinieneś, po tym, co ci zrobiłem - Wyszeptał, co zachęciło mnie do przytulenia się delikatnie do jego ciała.
- Sorey kaczuszko to było kiedyś, dawno temu było minęło, nie przejmuj się już tym, nie mówiłeś ci tego dlatego, że chciałem, abyś się przejmował, a dlatego, że chciałem, abyś zrozumiał, że wiem, co czujesz, no tak jak teraz ty, tak kiedyś ja byłem na twoim miejscu - Wytłumaczyłem, delikatnie tuląc się do ciała ukochanego męża.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz