sobota, 16 września 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Nie do końca zgadzałem się z Mikleo, to była moja wina, że wtedy go pozwoliłem zabić, i po dłuższej przerwie znów uprowadzić i skrzywdzić. Powinienem był to przewidzieć, zapobiec temu, zrobić cokolwiek, by mu się krzywda nie stała, no i co zrobiłem? Kompletnie nic. To pewnie dlatego nie chciał mi opowiadać o tym momencie w naszym życiu, ponieważ teraz czułem okropne wyrzuty sumienia, które jak dla mnie są całkowicie słuszne. Ja dałem się podejść jak dziecko i to przez dziecko, a on? I za pierwszym razem to była moja wina, bo to mnie złapał i mnie chciał zabić, a Mikleo mnie ratował. Za drugim także to była moja wina, bo się z nim pokłóciłem, nie dopilnowałem go i znów bym go stracił. Wiedziałem, że nie jestem i nie byłem najlepszym mężem, ale żebym był aż tak beznadziejny...? 
Pokręciłem przecząco głową, nie za bardzo chcąc czegokolwiek. Znaczy się, chciałem wielu rzeczy, jak żeby w końcu było mi ciepło, i przytulić do siebie dzieci, i Mikleo, ale po tym, co usłyszałem, nawet nie wiem, czy mogę sobie na to pozwolić. Nie zasługiwałem na to po tym, jak wtedy postąpiłem. I też przez to, że o tym w ogóle nie pamiętałem, a powinienem, bo jak tu mam być lepszym mężem, skoro nie pamiętam moich najpoważniejszych błędów? Już strach pomyśleć o tym, jakie błędy popełniałem jako ojciec i o których też nie pamiętam i nie wiem, bo nikt mi nie chce o nich powiedzieć. 
- Sorey, nie bierz tego do siebie, to nie była twoja wina – zaczął, chwytając moją dłoń i zaczynając gładzić jej wierzch. Swoją drogą, był strasznie cieplutki, że wręcz mnie parzył. Jak bardzo muszę być lodowaty, skoro mój mąż jest dla mnie taki cieplutki? Chyba, że on martwił się o mnie i jest cieplejszy, niż powinien być, i dlatego mi się taki parzący wydawał. Sam nie wiem, przez tę truciznę w żyłach trochę trudno mi się funkcjonowało. 
- To brzmi, jakby była totalnie moja wina, i nie powiesz mi, że nie – bąknąłem, bardzo źle się czując z tego, co właśnie usłyszałem.
- A właśnie, że będę. Sam do tego dojdziesz, kiedy już wydobrzejesz, co dzięki Lailah szybciej nastąpi. Przyniosę ci gorący ręcznik, by cię troszkę rozgrzać – stwierdził i nie czekając na moją odpowiedź wyszedł z pokoju. 
Nie mając za bardzo siły na wołanie za nim, po prostu trochę szczelniej opatuliłem się kołdrą i zamknąłem oczy, nie mając nawet siły na położenie się na łóżku, a po prostu zasnąłem w takiej pozycji półsiedzącej. Pewnie jak się obudzę, to będą mnie plecy boleć... ale w sumie, to co tu teraz mnie nie boli? Ciężko znaleźć coś, co mnie nie boli...
Nie byłem pewien, kiedy zasnąłem, ale miałem wrażenie, że nie spałem absolutnie nic. Dalej było mi zimno, dalej czułem ogień w żyłach, dalej ledwo widziałem na oczy, ale teraz miałem na czole ręcznik, który chyba miał być ciepły, ale był zimny. Zdjąłem ten ręcznik, rozglądając się niepewnie po sypialni. Byłem sam. A nie chciałem być sam. Chociaż, chyba właśnie na to zasługiwałem, jak już się wczoraj dowiedziałem. 
Pewnie spałbym dalej, ale ktoś kłócił się za drzwiami. Mikleo i... ktoś. Pierwszy raz słyszę ten głos. Mikleo twierdził, że powinienem jeszcze dużo wypoczywać i nie mieć żadnych gości, dopóki nie dostanę antidotum, ale ten głos, męski głos nie chciał tego słuchać. I wtedy drzwi do sypialni otworzyły się na oścież, wpuszczając światło, przez co musiałem aż zmrużyć oczy. Nadal nie byłem przyzwyczajony do światła. 
- Sorey! Jestem głęboko poruszony tym, że nie próbowałeś mnie szukać, jak już wróciłeś. I że w ogóle nie dałeś mi znać – odezwał się facet, którego właściwie nigdy w tym życiu nie widziałem. Białowłosy, wysoki, dobrze zbudowany, bez koszulki i trochę wytatuowany. Przepraszam bardzo, jemu to nie zimno? Bo mi tak troszkę zimno było... ale to chyba tylko ja. 
- Przepraszam bardzo, ale kim pan jest? – spytałem niepewnie, patrząc to na niego, to na Mikleo, który także wszedł za nim. 
- Bracie, jak możesz mnie nie pamiętać? Niosłem cię we własnych ramionach – próbował mnie dalej przekonać, ale miałem absolutną pustkę w głowie. Jedyne, czego chciałem, to... sam w sumie nie wiem, czego chciałem, chyba tak troszkę się ruszyć z tego łóżka. Chciałbym zobaczyć dzieci, i Mikiego, a nie leżeć tutaj samemu. 
- Nadal nie wiem, kim pan jest – powtórzyłem niepewnie, trochę nie wiedząc, jak się przy nim zachować. To był mój... brat? Ja miałem brata...? Mikleo nic mi o tym nie mówił.

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz