Dzień jak co dzień wyczekiwałem mojego męża w domu, kładąc do spania maluchy. Godzina była już na tyle późna, że zmęczone chciały już spać, z powodu czego akurat byłem zadowolony, cały dzień miałem bardzo zły humor i do tego przeczucie, miałem dziwne przeczucie, że coś dziś złego się wydarzy, tylko dlaczego? Nie byłem pewien, do tego wszystkiego, nie wiedziałem, co złego miałoby się wydarzyć, z powodu czego byłem jeszcze bardziej nerwowy co czuły moje dzieci, które miały dziś gorszy humor, no i w taki sposób każde z nas miało zły nastrój.
Dzieci spały już jakiś czas, a Sorey wciąż nie wracał, co strasznie mnie martwiło, wygląda na to, że moje przeczucie nie było wcale takie mylne, coś się musiało stać, zdecydowanie coś musiało się stać.
Przerażony tą myślą, zacząłem chodzić w kółko. Czekając, czekając i czekając, aż wróci, niestety to nie nastąpiło, a ja czułem, że zaraz zwariuję, nie wiedząc nawet co mam teraz zrobić, wyjść z domu I zostawić dzieci same? Nie było nawet takiej opcji, obudzić je i zaprowadzić do zamku gdzie była Alisha i Lailah, które mogą mi pomóc, jedna w opiece nad dziećmi a druga w poszukiwaniu męża. A tak czysto teoretycznie co jeśli Sorey został dłużej w pracy, a ja panikuję? W końcu jest taka możliwość prawda? Nie, to nie jest możliwe, Sorey jeszcze nigdy nie był aż tak długo w pracy, było już późno, a on nie wracał, nie teraz to już byłem pewien, że coś się stało, tylko nie wiedziałem co zrobić, poczekać do rana? Nie, nie mogłem czekać tak długo, każda minuta może się liczyć, tym bardziej że wyczuwam go, ale daleko, a to oznacza, że Sorey już dawno wyszedł z pracy, a więc jednak coś musiało się wydarzyć.
Nie mogąc dłużej czekać, ruszyłem do pokoju dzieci, które chciałem obudzić, a które jak się okazało, nie spały.
Z ulgą mogłem więc je ubrać, zabierając ze sobą do zamku, musząc zostawić zwierzaki same, oczywiście i one będą miały opiekę, o tym nie zapomnę, jednak teraz, musiałem zająć się dziećmi, które musiały zostać pod opieką cioci.
- Mikleo co tu robisz o tak późnej godzinie? - Zapytała zaspana Aliaha.
- Sorey zniknął, musiałem przyprowadzić do ciebie dzieci, prosząc o opiekę nad nimi i zwierzakami, które są w domu, muszę porozmawiać z Lailah, prosząc ją o pomoc, muszę go znaleźć nim stanie się mu coś naprawdę złego - Wytłumaczyłem, pełen emocji nie wiedząc już, czy płakać, czy jednak się martwić, chciałem wszystko i płakać i się martwić i do tego się załamać nie wiedząc już co robić..
- Rozumiem, dobrze zajmę się dziećmi, możesz iść do Lailah, im szybciej zaczniecie go a ulać, tym lepiej, w tej sytuacji mogą liczyć się minuty do odnalezienia Soreya - Jej słowa w ogóle mnie nie pocieszyły, wręcz przeciwnie jeszcze bardziej przestając, przecież ja nie przeżyje, jeśli coś mu się stanie, straciłem go na wiele lat, nie mogę pozwolić, aby to się powtórzyło.
Dziękując kobiecie za pomoc, pożegnałem się z dziećmi, ruszając w stronę pokoju pani jeziora, wybudzając ją ze snu, prosząc o pomoc, chcąc jak najszybciej rozpocząć poszukiwania, mając nadzieję, że nic złego mu się nie stanie...
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz