Przerażony brakiem mojego męża obok nie mogłem się skupić, a powinienem, po odnalezieniu Edny i Zaveida musiałem szukać męża, którego ciężko było mi wyczuwać, a to naprawdę mnie niepokoiło, mogło to oznaczać, że mój mąż słabł, a to oznaczać mogło, że jest w niebezpieczeństwie. Niech no ja się tylko dowiem, kto go uprowadził i nie daj Boże skrzywdzi, zabije go, nawet jeśli spadnie na mnie złość Boga.
- No i gdzie teraz? - Zapytała Edna, gdy przez dłuższy czas stałem już w miejscu, patrząc przed siebie, starając się wyczuć mojego męża, którego wyczuć nie byłem w stanie.
- Nie wiem - Wyznałem, przerażony tym faktem, co się stało? Dlaczego nie potrafię go wyczuć? Czy on w ogóle jeszcze żuje?
- Jak to nie wiesz? - Tym razem zapytał Zaveid, odrobinę mnie już tym drażniąc, nie mogę, czego oni nie rozumieją.
- Nie mogę, nie czuje go, coś się musiało stać - Wydusiłem, czując powolne załamanie nerwowe. Sorey znika na kilka dni, a ja już ma załamanie, jestem naprawdę słaby, nie potrafiąc sobie poradzić bez ukochanego męża.
- Spokojnie Mikleo, weź głęboki wdech i wydech, uspokój się i jeszcze raz na spokojnie zacznij go szukać - Tym razem odezwała się Lailah, kładąc mi dłonie na ramionach.
Biorąc więc głęboki wdech, zacząłem na spokojnie szukać mojego męża, którego w końcu wyczułem, odczuwając ulgę.
- Czuje go - Ruszyłem przed siebie, chcąc jak najszybciej się już z nim spotkać, aby dowiedzieć się, gdzie on jest i co się z nim działo przez ta kilka dni.
Czując jego bardzo silną obecność w starym opuszczonym budynku, który mógł być wcześniej szpitalem? Sam w sumie nie bylem pewien, budynek wyglądał okropnie, w środku śmierdziało stęchlizną, wokół chodziło różne robactwo, które było wszędzie.
Zniesmaczony starałem się nie zwracać uwagi na robactwo i ten okropny zapach ruszając do podziemi łączących się z górną częścią szpitala, w której czułem największą obecność mojego męża.
Cicho zajrzałem do środka, dostrzegając mojego Soreya, który wyglądał strasznie, ten kto go dopadł, sprawił u potężną krzywdę, aż serce mi się kroiło, gdy takiego właśnie go widziałem.
- Sorey - Odezwałem się, cicho wchodząc do pomieszczenia, nie dostrzegając nigdzie istoty, która mogła w taki sposób skrzywdzić mojego męża. - Kto ci to zrobił? - Zapytałem, podchodząc do niego, chcąc uwolnić i uleczyć.
- Uciekaj stąd, on chce ciebie - Gdy to powiedział, z cienia wyszedł wysoki mężczyzna, który śmiejąc się odrażająco, patrząc na mnie tym przerażającym spojrzeniem.
- Tak właśnie myślałem, Aleksander miał racje, anioły trzymają się razem i proszę, dzięki temu anioł wody sam do nie przyszedł - Powiedział, wywołując u nie szybsze bicie serca, Aleksander? On zawsze wywoływał u mnie potężny lęk, prawie nie zabił, a teraz drugi tak samo głupi, jak on chce krwi, krwi, której nie powinno się pić, gdy tylko a się na to ochotę. - Proszę, proszę, chyba ktoś tu już poznał Aleksandra, ostatni żyjący anioł wody, głupi był, że dał ci odejść, ale spokojnie ja nie dam ci takiej możliwości - Zadrwił, powoli podchodząc do mnie chwytając mnie za bluzkę, naprawdę chyba myśląc, że jestem tu sam.
- Zostaw go! - Krzyknął zmęczonym głosem Sorey, w tej chwili powinien martwić się o siebie, a nie o mnie.
- Spokojnie Sorey, ja nie jestem tu sam - Przyznałem używając swoich mocy, aby odtrącić od siebie mężczyznę, który dopiero wtedy dostrzegł trzy inne serafiny. Wściekły rzucił się na nich z bronią, dając mi czas uwolnić mojego biednego męża, który wyglądał jak wielkie nieszczęście.
Dzięki temu, że reszta zajmowała mężczyznę, ja leczyłem rany mojego męża, rozcinając swoją skórę, odrobinę zmuszając go do wypicia mojej krwi, która była w stanie oddać mu wszystko to, co zostało mu odebrane.
- Ucieka - Usłyszałem, podtrzymując męża, który mimo wyleczonych ran ledwo stał na nogach.
- Zostawcie go, więcej się nie odważy zbliżyć - Odezwałem się, próbując iść z moim mężem, który był dla mnie strasznie ciężki. Zaveid widząc to, wziął go na ręce, pomagając mi z jego przetransponowaniem go. Mój skarb tak strasznie cierpi a wszystko to dlatego, że ktoś chciał złapać mnie, a zamiast tego złapał go, mój panie, dlaczego wciąż są osoby, które chcą nas zabić? Ja chyba nigdy tego nie zrozumie.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz