Słysząc to wszystko, musiałem poukładać sobie wszystko w głowie tak, aby móc po kolei mu na wszystko odpowiedzieć.
- Hej, spokojnie nie musimy o tym myśleć już teraz, data nie ma dla mnie znaczenia może być każdy możliwy dzień - Wyznałem, odpowiadając mu na pierwsze pytanie, myśląc od razu nad drugim. - Goście? Nie ma ich za wielu, na pewno nasze dzieci, Alisha z mężem i synem, Lailah, Edna, Zaveid może nawet Autora nie wiem, czy ktoś jeszcze - Drugie pytanie było już za mną, zostało tylko trzecie, nad którym naprawdę musiałem pomyśleć, o kim miałem mu powiedzieć.
- O właśnie oni Edna i Zaveid - Powiedział, nagle przeżywając moje myślenie.
- Miałem Ci o nich opowiedzieć? Ale co konkretnie miałem powiedzieć? - Zapytałem, nie rozumiejąc go, chciałby usłyszeć na ich temat.
- Kim ono byli, skąd ich znamy wszystko - Odpowiedział, z powodu czego kiwnąłem delikatnie głową.
- No dobrze Edna i Zaveid są serafinami ziemi to Edna powietrza to Zaveid. Poznałeś ich trochę niespodziewanie, natrafiliśmy na nich pewnego dnia, a że ja znałem ich dużo wcześniej, przyczepili się do nas. Później bawet zostali twoimi aniołami tak jak ja i Lailah, wspólnie ratowaliśmy świat przed złem.
Edna i Zaveid to bardzo złośliwe anioły, ale gdy trzeba, pomogą i to w nich naprawdę oboje lubiliśmy - Wytłumaczyłem, opowiadając mu jeszcze o przygodach, które razem przeżyliśmy, chcąc znacznie bardziej przybliżyć mu tę dwójkę.
- A kiedy ich poznam? - Zapytał, czym lekko mnie zaskoczył, chce ich poznać? W sumie da się zrobić, tylko nie wiem gdzie, oni tak właściwie teraz są, przecież nie zostali tu w mieście, chcąc żyć wolno, bo tak im lepiej.
- Nie wiem Sorey, oni już dawno stąd odeszli, musiałbym porozmawiać z Lailah, ona na pewno będzie wiedziała, gdzie oni są - Wytłumaczyłem, patrząc na niego z łagodnym uśmiechem na twarzy.
- W porządku - Energicznie kiwnął głową, przyciągając mnie do siebie, sadzając sobie na kolanach.
- Jesteś chłodny - Powiedziałem, dotykając jego policzka, martwiąc się o niego, nie chcąc, aby coś mu się stało.
- A to dlatego, że o mnie nie dbasz, gdybyś mnie rozgrzewał, tak jak trzeba nie byłoby mi zimno - Stwierdził, uśmiechając się do mnie zadziornie.
No proszę, to teraz jest moja wina, jak miło ktoś tu ma bardzo dobry humor jak na to, że jest taki zimny.
- Tak? O nie, w takim razie muszę się poprawiać - Wymruczałem, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku, wślizgując swoją dłoń pod jego koszulkę, drażniąc jego chłodne ciało, w tej samej chwili słysząc płacz dzieci. No cóż, sam będziesz musiał sobie poradzić - Wymruczałem, całując go w czoło, schodząc z jego kolan, idąc po dzieci, które tak bardzo pragnęły uwagi.
- No już, cichutko - Wziąłem dzieci na ręce, zanosząc je do kuchni, gdzie był ich tatuś.
- Dada! - Zawołali, wyciągając w jego stronę rączki, z powodu czego oddałem mu dzieci.
- Dzień dobry maleństwa - Przywitał się z nimi, przytulając do siebie,
No i to by było na tyle, dzieci teraz nie dadzą mu spokoju, chyba nasza rozmowa będzie musiała zostać przełożona.
- A tak właściwie co się stało, że musiałeś być dłużej w pracy? - Dopytałem, przypominając sobie o tym drobnym fakcie.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz