Kiedy w końcu mogłem zobaczyć moje dwie pociechy, uśmiech sam mi się wkradał na usta, zwłaszcza, że już widziałem w nich poprawę po tym, jak dziadek zdecydował się na ich detoks. Maleństwa zdecydowanie nie były zachwycone z powodu tego, że nie dostawały tego niedobrego, ziemskiego jedzenia... jak dobrze, że już więcej nie będą miały z nim styczności, a przynajmniej ja na to nie pozwolę. Anioły czy nie anioły, ewidentnie potrzebowały takiego jedzenia i bez niego cierpiały, więc ja im tego zabraniać nie będę.
- Jak już skończyłem swoją zmianę, to strasznie padało i stwierdziłem, że troszkę to przeczekam i zdecydowałem się na mały trening. W pomieszczeniu, oczywiście, bo gdybym to zrobił na zewnątrz, to bym chyba tego nie przeżył. A wy, moje maleństwa, nie jesteście aby trochę za ciepłe? – dodałem, lekko zmartwiony, gdyż skóra bliźniaków wydawała się być rozgrzana, a to nie jest dobre przy małych dzieciach. Może to przez ten lot...? Wiedziałem, że to był zły, no ale nie, bo dzieci są aniołami i nic im się nie stanie. No faktycznie, nic im się nie stało.
- To dlatego, że jesteś chłodny, już robię ci coś gorącego – zaproponował, idąc do kuchni.
- Ano tak. Zapomniałem o tym. W ogóle tego nie czuję – odpowiedziałem, lekko zdezorientowany. Czemu byłem zimny? Przecież czułem się dobrze. Owszem, troszkę zmokłem w drodze do domu, no i jeszcze od razu po powrocie zostałem wysuszony przez męża, przebrałem się w cieplutkie rzeczy, wypiłem jeden ciepły napój... Powinno być ze mną lepiej. Ja to jednak swojego ciała nie rozumiem. I tego całego bycia aniołem ognia. Myślałem, że już mi się to udało ogarnąć, no ale jednak nie. Pewnie dlatego, że jestem taki głupi.
- Chyba dlatego, że się nakręciłeś się na ślub i na urodziny – usłyszałem z kuchni... no i troszkę racji miał.
- No bo już trzeba myśleć o takich rzeczach, zwłaszcza o ślubie. Musimy myśleć, w jakim kościele chcemy, i czy nasze wesele będzie bardziej w takim stylu balowym, jak to Misaki, czy może jakieś takie swojskie, wiejskie, no i listę gości, datę, wystrój, no i stroje, je to musimy znacznie wcześniej zamawiać, bo ich tworzenie trochę może zająć... – zacząłem wymieniać wszystko, co trzeba zorganizować, ale nim się spostrzegłem mój mąż zdążył wrócić z kuchni, by ucałować znienacka moje usta i tym samym przerwać moją wypowiedź.
- Mamy na to czas, wiesz? Uspokój się i skup się na dzieciach, dobrze? I proszę, zaświeć świeczki, ciemno się robi – poprosił, uśmiechając się do mnie tak uroczo i delikatnie. W sumie, to mógłbym się mu tak wiecznie przyglądać.
- Dobrze – obiecałem, uśmiechając się delikatnie.
Mikleo ucałował każdego z nas w czoło i zniknął w kuchni, a ja zabrałem się o to, o co mnie poprosił. Zapaliłem świeczki i zacząłem bawić się z dziećmi, jednocześnie też zajmując się zwierzakami, które kiedy tylko zauważyły, że siedzę z dziećmi na dywanie, od razu do nas podeszły, chcąc się bawić. Te, które dłużej z nami są, podeszły do nas śmiało, ale już Wąsik i Kluska tak niezbyt. Nie ma co się dziwić, w końcu są z nami od niedawna i jeszcze troszkę minie, nim się przyzwyczają... z tego co zauważyłem, to ciągle chodzą za Luckym. Naprawdę się do niego przywiązały. Niesamowite.
Resztę dnia poświęciłem zwierzakom i moim dzieciom. Kiedy przyszła odpowiednia pora, także je nakarmiłem, umyłem, przebrałem w piżamkę i położyłem spać, co trudne nie było. A kiedy już to zrobiłem, wróciłem do Mikleo, który sprzątał dół. Przepraszam bardzo, ale czemu on to robił? Teraz to powinien odpoczywać, nie sprzątać.
- Połóż się spać, ja tu wszystko ogarnę – powiedziałem, podchodząc do niego i chwytając jego nadgarstek, by już więcej nie zamiatał. Cały dzień siedzi w domu, więc teraz moja pora, bym się trochę tym domem zajął, zwłaszcza, że dzisiaj trochę dłużej w pracy byłem i niewiele w domu robiłem... ale się poprawię. Chyba, że jutro znów tak będzie padać, jak dzisiaj, nie chcę wracać w wielki deszcz, bo wtedy to już na pewno zachoruję, a na to sobie pozwolić nie mogę. Muszę zarobić na nasz ślub i nasze obrączki. I urodziny, które jeszcze nie wiem, czy będą.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz