Nie byłem do końca przekonany czy aby na pewno to taki dobry pomysł. Sorey może sobie nie poradzić z dwójką dzieci, nie jestem pewien czy aby na pewno dzieci będą takie grzeczne jak były wczoraj..
- Nie chce zostać sam w domu, już zdecydowanie bardziej wolę pójść z wami, nawet jeśli będą tam ludzie - Wyznałem, martwiąc się o to, czy Sorey, aby na pewno poradzi sobie z dwójką dzieci, a i o sobie myśląc, troszeczkę nie chcąc pozostać samemu w domu. I to nie tak, że się boję, ja po prostu wolę być blisko tych, których kocham, nie tracąc czasu na samotne spędzanie czasu w domu.
- Pomyśl o tym w inny sposób, ja pójdę z dziećmi po koperty, zaproszenia i inne potrzebne rzeczy a ty w tym czasie odpoczniesz, bo przecież tego ci potrzeba prawda? - Na to pytanie pokręciłem przecząco głową, nie mówiłem, że tego potrzebuję, nie mówiłem też, że chce być tu sam, skąd w ogóle mu to do głowy przyszło? Czasem naprawdę tego nie pojmuję.
- Nie, tak właściwie mi tego nie potrzeba, nigdy nie mówiłem, że tego chcę, to ty to wywnioskowałeś - Powiedziałem, szczerze mówiąc to, co myślę.
- Myślałem, że po wczorajszym dniu masz już dość towarzystwa ludzi i nie chce wychodzić z domu - Powiedział i miał rację, nie chciałem, ale jeszcze bardziej nie chciałem zostać tu sam to chyba logiczne.
- Nie chce to fakt, ale lubię spędzać czas z tobą i dziećmi dlatego wolę iść z wami na miasto niż siedzieć tu w domu - Tłumaczyłem, po raz chyba trzeci a może czwarty, sam już nie wiem, na pewno powtarzałem to któryś raz z rzędu i już mi się to przestało podobać, on ma swoje zdanie, ja mam swoje zdanie, a i tak nic z tego nie wynika, miło by było, gdyby czasem mnie słuchał.
- No dobrze, jeśli jesteś tego pewien, nie będę cię do niczego zmuszał, ale gdybyś jednak zmienił, zdanie daj mi znać - Poprosił, chyba naprawdę sądząc, że zmienię zdanie, pozostając w domu. No raczej jego niedoczekanie idę z nimi i nic tego nie zmieni.
- Dobrze, dobrze przemyśle to - Obiecałem, mimo że tak naprawdę nie miałem zamiaru tego robić, już zdecydowałem i nikt ani nic mojego zdania nie zmieni.
Dlatego właśnie, zamiast tracić czas na myślenie, zająłem się dziećmi, które trzeba było umyć i przebrać, w czym oczywiście dzielnie pomagał mi mój mąż. Wspaniały z niego facet. Dobrze, że trafił mi się taki, a nie inny, aż strach się bać jak mogłoby wyglądać to wszystko, gdyby tak Sorey był inny.
Nasze dzieci umyte i przebrane w czyste ubrania od razy chciały się bawić, dnia dzisiejszego będąc bardziej żywe niż wczoraj i, że on chciał iść z nimi sam? Jak dobrze, że ja myślę za nas dwóch.
- Chyba byś sobie jednak nie dał rady z nimi sam - Powiedziałem po wyjściu z domu, obserwując, wesoło biegając dzieci, które ni jak nas nie słuchały.
- Jak bym musiał, to bym sobie poradził - Stwierdził, mając rację, gdyby musiał, ale nie musi.
- Jak dobrze, że nie musisz, bo masz mnie - Odezwałem się, gdy na twarzy pojawił mi się szczery uśmiech.
<Pasterzyku ? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz