Nie mogłem się z nim nie zgodzić, bardzo dobrze, że go miałem przy sobie, przecież bez sobie bym nie dał rady. W końcu, gdyby nie on, no to nie byłoby mnie tutaj, bo nie miałbym żadnego powodu, by wracać na ziemię, chociaż i tak uważałem, że jakby poszukał nieco lepiej, no to znalazłby kogoś lepszego ode mnie. Niestety, zakończył on na mnie i teraz ma przy sobie takiego głupka. Nie wiem, jak on sobie daje ze mną radę, no ale ja tu od oceniania gustów nie jestem.
- Mam ciebie, ale też mam nadzieję, że przez ten wypad nie będziesz czuł się przez to źle – przyznałem, troszkę się tak o niego martwiąc. Mówił mi co prawda, że woli iść ze mną i dziećmi, niż tam siedzieć w domu, no ale nadal nie byłem przekonany. Po prostu się o niego martwiłem, to jest chyba normalne w małżeństwie, że jedna strona boi się o drugą i chce, by miała jak najlepiej. A przynajmniej tak o powinno wyglądać.
- Mówiłem ci już coś o tym, pamiętasz? – przypomniał mi, na co westchnąłem ciężko.
- Pamiętam, pamiętam, ja się tylko o ciebie martwię – przyznałem, chwytając jego dłoń i splatając nasze palce.
- Nie masz o co, nic złego się nie dzieje – odparł, całując mnie w żuchwę. – Nie martw się za dużo, bo to zdrowiu szkodzi.
- Jestem aniołem, zamartwianie się chyba w żaden sposób nie wpłynie na moje zdrowie – zauważyłem, marszcząc brwi. Z tego, co się nauczyłem, anioły nie chorują tak, jak chorują ludzie, więc mi już zamartwianie raczej nie przysporzy takich kłopotów ze zdrowiem, jakich nabawiłem się, jak byłem człowiekiem. No i też czy to było przez to zamartwianie się o wszystko, było powodem mojego słabego zdrowia, to bym się tak trochę kłócił.
- Nie na fizyczne, ale na psychiczne na pewno. Dlatego uspokój się i zrelaksuj... Hana, nie wolno! – szybko podszedł do dziewczynki, którą bardzo zainteresował podejrzany, brązowy obiekt na ziemi, i zaraz wziął ją na ręce, nim cokolwiek zdążyła dotknąć.
- Może jednak zamiast relaksować się to skupię na tym, by dzieci nic dziwnego nie robiły – odpowiedziałem z uśmiechem, zabierając od niego moją księżniczkę. Czas na relaks przyjdzie wieczorem, teraz muszę zachować najwyższą koncentrację, by moim maleństwom nic dziwnego do głowy nie przyszło. No i by Miki czuł się dobrze.
Reszta spaceru minęła już nam nieco spokojniej. Dzieci nie były spokojne, owszem, już po chwili musiałem postawić Hanę na ziemi, bo koniecznie chciała dołączyć do braciszka, ale tym razem już nic dziwnego i niepokojącego ją nie interesowało. W sklepie nie spędziliśmy za dużo czasu, tak jak mówiłem wcześniej. Wziąłem to, co było potrzeba, koperty, pergaminy, ładne wstążki, wziąłem też pióro, by ładnie móc napisać zaproszenie, i dopiero po opuszczeniu sklepu zdałem sobie sprawę z jednej, bardzo kłopotliwej sprawy, a mianowicie, czy ja w ogóle potrafiłem pisać? I czy jak potrafiłem, to czy pisałem ładnie? Nie chciałbym dać swoim najbliższym jakiegoś brzydko nabazgranego zaproszenia.
- Miki? – zacząłem niepewnie, kiedy całą rodziną przysiedliśmy na ławce. Dzieci bardzo chciały zjeść po ptysiu, no to im kupiłem po tej pożądanej słodkości. No i Mikiemu też, by nie czuł się poszkodowany. – Masz ładny charakter pisma, prawda? – dopytałem, przyglądając się mu z uwagą, bo w sumie, to tylko on mi pozostał, no bo kto inny potrafi ładnie pisać, jak nie on? Mój Miki potrafi wszystko.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz