Nie do końca mi się podobał ten poranek. Miło być tak miło, tak fajnie i w ogóle, a zamiast tego trzeba było wstawać do dzieci. Owszem, nasze maleństwa są całym naszym światem, i zrobiłbym dla nich wszystko, no ale miałem ochotę na chwilę intymności, zwłaszcza, że teraz tak jakby mogliśmy sobie na to pozwolić, kiedy mam tyle czasu wolnego... niestety, dzieci miały swoje własne plany i wcale nie chciały długo spać. Może gdyby wczoraj nie poszły tak wcześnie spać, dzisiaj równie wcześnie by nie wstały...? No nic, teraz na takie rzeczy już za późno. Jedyne, co nam pozostaje, to zająć się naszymi kochanymi szkrabami.
Mimo, że mój Miki zarzekał się, że wcale nie jest zmęczony i da sobie radę znieść Haru, ja i tak wziąłem bliźniaki na ręce, nie pozwalając mu żadnego z nich przenieść na dół. Już wczoraj się nanosił, i ja doskonale widziałem, że trochę mu ciężko było. Może najwyższa pora na to, by już zacząć je coraz mniej nosić i je odzwyczajać? Nie, żebyśmy teraz je tylko i wyłącznie nosili, ale mi osobiście często się to zdarza, zwłaszcza Hanę, no bo jak ona tak do mnie rączki wyciąga i się uśmiecha tak uroczo i słodziutko, no to jak miałem jej nie brać w ramiona...? Tak, zdecydowanie muszę być bardziej stanowczy, jak chodzi o wychowywanie naszych pociech.
Zaniosłem więc maluchy do salonu, gdzie jak zwykle były ich zabawki, i zajmowałem ich uwagę, podczas kiedy Mikleo przygotowywał im przepyszne śniadanko. Zdecydowanie bardziej wolałem, kiedy to Mikleo zajmował się jedzonkiem, jemu to wychodziło znacznie lepiej ode mnie. Ja za to mogłem zajmować się wszystkim innym, by go tylko odrobinkę odciążyć. Albo nawet bardziej niż odrobinę.
- Śniadanie gotowe – usłyszałem po niecałych piętnastu minutach. Z tego powodu poszedłem z dziećmi do kuchni, a następnie posadziłem je na ich wysokich krzesełkach. Jeszcze troszeczkę i może będziemy mogli ich karmić tak normalnie przy stole, a te krzesełka będę mógł wynieść na strych, albo do piwnicy, i znacznie więcej miejsca w kuchni będzie w końcu. – Jakieś plany na dzisiaj? – dopytał, kiedy zabrałem od niego kawę i w geście podziękowania pocałowałem go w policzek.
- Myślałem, żeby już zabrać się za pisanie zaproszeń. Najpierw trzeba kupić do tego koperty i pergaminy, dlatego myślałem, że jaki dzieci zjedzą, no to je umyję, przebiorę i zabiorę na miasto. A ty sobie będziesz mógł odpocząć – zaproponowałem, nie chcąc go dzisiaj nigdzie ciągnąć. Widziałem, że Mikleo już wczoraj nie czuł się najlepiej wśród ludzi i pewnie troszkę musiał wyjść ze swojej strefy komfortu, by móc to wszystko załatwić, dlatego dzisiaj już niech sobie odpocznie, zostanie w domu, może pójdzie nad jezioro...? Byleby tylko nie zakładał tych strasznie krótkich spodenek, jak będzie gdzieś wychodził, bo się wtedy na niego pogniewam.
- Czekaj, to nie chcesz, bym szedł z wami? – zapytał Mikleo, lekko zdezorientowany.
- Nie chcę cię męczyć. Już wczoraj widziałem, że się dla mnie przemogłeś, dlatego dzisiaj chcę ci dać spokój. Poza tym, to tylko szybkie zakupy, kupię tylko te pergaminy, koperty, może jeszcze jakieś pieczątki ładne albo wstążki, no i wrócimy. Dzieciom się trochę ruchu przyda, ty odpoczniesz... chyba same plusy, nie? – odpowiedziałem, uśmiechając się do niego delikatnie. Nie musi się o nic martwić, jakoś sobie dam radę z dwójką bliźniaków na raz, wczoraj były bardzo grzeczne, więc może i dzisiaj takie będą... oby, bo jak będą niegrzeczne, no to lekki problem może się pojawić, ale i tak byłem dobrej myśli.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz