Wpatrywałem się uważnie w postać mężczyzny, którego ciągle darzyłem uczuciem, ale wolałem zachować kamienną twarz, która nie zdradzała żadnej emocji. Mimo tego, że wiedziałem już, że to była wina eliksiru, dalej miałem mu za złe te wszystkie słowa, które do mnie powiedział. I dalej nie byłem pewien, co chce teraz zrobić. Co prawda jest tutaj, przyszedł, wyglądał na skruszonego, ale skąd mam wiedzieć, czy zaraz mi nie powie, że głupio się zachował, ale dzięki temu, co go spotkało, odkrył, że coś czuje do swojej przyjaciółki i chce z nią być.
Odłożyłem szklankę na stolik i wstałem z fotela, by podejść do Haru. Jego oczy w końcu miały swój piękny, szczerze złoty kolor. I wyglądał, że było mu tak po ludzku przykro. Kana mu opowiadała, co zrobił? Na to wychodzi, bo inaczej aż tak skruszony by nie był. Czyli też nie wie, co powiedział mi tam w domu, jak wrócił obiedzie u nich. A wtedy też do najmilszych nie należał.
Po krótkim wpatrywaniu się w niego i analizowaniu jego postawy oraz zachowania rozległ się dźwięk pukania do drzwi i służąca wpuściła do środka Kodę, którego wcześniej kazałem wykąpać. Skoro miał spać w domu, nie mógł być brudny, proste. Psiak trochę olał swojego prawowitego pana i podszedł do mnie, machając swoim ogonkiem. Chyba trochę był zły na Haru za to poranne zachowanie. Nie dziwiłem się mu.
– A więc już nie uważasz, że manipuluję ludźmi? I że jestem zasranym bogaczem? A Koda nie jest pchlarzem? – spytałem spokojnie, nie spuszczając z niego wzroku, cały czas analizując jego zachowanie. Nie chciałem się po raz kolejny naciąć. Paskudnie się czułem, musząc słuchać takich słów. – I co to jeszcze było? Że pomiatam tobą jak psem. Naprawdę tak uważasz? – zapytałem, mrużąc brwi. Lepiej, żeby mnie teraz nie kłamał. Niech powie, co ma powiedzieć i rozejdźmy się w swoje strony. Już przeżyłem rozstanie, gorzej ze mną nie będzie. Albo tak mi się wydaje.
– Ja... nie, oczywiście, że tak nie myślę. Wszystko, co powiedziałem, było przez miksturę. Wpoiła mi ona, że jesteś najgorszym, co mnie spotkało. I przepraszam cię za wszystko, co powiedziałem – odpowiedział, patrząc na mnie ze smutkiem i wyrzutami sumienia. Więc mówił prawdę. A przynajmniej na takiego wyglądał. Ale kiedy też na niego patrzyłem, widziałem ten moment z ulicy, kiedy to tulił do siebie Kanę, całował jej usta, policzki, czoło, patrzył na nią z uwielbieniem, miłością...
– Będę potrzebował trochę czasu, nim wyrzucę z pamięci to, jak się mizdrzyłeś z nią na ulicy – przyznałem, odwracając wzrok. Oczywiście, że mu wybaczę. Właściwie to już mu wybaczyłem, kiedy miałem pewność, że to nie on, a eliksir, ale mój umysł musi przetworzyć to, co dzisiaj widział. – Zostaniesz u mnie na noc, prawda? Zaczęło padać. I jest ciemno. To niebezpieczne jest, byś w tej wracał do domu. Jeszcze ktoś znów cię zaatakuje – zaproponowałem, wracając do kieliszka, którego jeszcze nie opróżniłem. Zresztą, naprawdę wolałbym, by był tutaj na tę noc i by był bezpieczny, nawet jeżeli jeszcze jestem trochę na niego zły.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł... – zaczął trochę niepewnie. Przyszedł po to, by mnie przeprosić. I już chce wracać? To dopiero nie ma sensu.
– Gdybym tego nie chciał i się o ciebie nie martwił, nie proponowałbym ci takiego rozwiązania – odpowiedziałem niewzruszony, dopijając resztę alkoholu. – Kochałeś się z nią? – dopytałem, znów kierując na niego swój wzrok. Jeżeli odpowie mi, że nie, będzie spał ze mną. Jeżeli tak, każę przygotować pokój obok. Przez tę myśl, że mogli się razem kochać, omal nie zniszczyłem mu łóżka, więc lepiej dla niego, by jego odpowiedzi była przecząca.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz