Sorey miał rację, zdecydowanie za bardzo panikuję, przecież Lailah dobrze zajmie się dziećmi, a my w tym czasie spokojnie spędzimy czas z naszym synem, muszę mu zaufać, on naprawdę ma dobre pomysły, nawet jeśli czasem zachowuje się tak, jakby dopiero co na świat przyszedł i w sumie tak właśnie było, przyszedł na świat albo raczej wrócił na świat całkiem nie dawno temu, a mianowicie pięć lat i może zachowywać się jak dziecko którym psychicznie pewnie jest, a jednak ma dzieci i czasem powinien zachowywać się jak dorosły no i tak się właśnie zachowuje ku mojego pozytywnego zaskoczenia.
- Masz rację, powinniśmy iść, Merlin nie często zaprasza nas do siebie, a więc trzeba korzystać z jego dobroci - Przyznałem mu rację, wtulając się w ciało mojego ukochanego męża.
- Właśnie, czasem zdarza mi się dobrze pomyśleć, w ogóle czasem udaje mi się pomyśleć - Po tych słowach cicho się zaśmiałem, on naprawdę potrafi mnie czasem rozbawić nawet, jeśli gada czasem od rzeczy.
- Nie tylko czasem, wiesz, zdarza ci się częściej, gdy tylko tego chcesz - Przyznałem, nie mając go za głupka, uważam w końcu, że gdy tylko chce, jest w stanie mnie zaskoczyć, nie tylko mnie, ale i innych niewierzących w niego.
Sorey nic nie powiedział, głaszcząc mnie po włosach, co przyznam, było bardzo przyjemne, powoli odpłynąłem i, mimo że nie mogłem, czułem, że z tym nie wygram, w ramionach faceta, którego kochałem, aż miło było odpłynąć do krainy snów, nawet jeśli tego się nie planowało.
Przebudziłem się, gdy Sorey ruszył się z fotela, najwidoczniej potrzebując z niego wstać.
- Sorey, coś się stało? - Odezwałem się cicho, podnosząc powoli do siadu, wycierając dłonią zaspane oczy.
- Nie Miki, nic mi nie jest, możesz dalej spać - Powiedział, chcąc chyba odwrócić mój wzrok od dzieci, które się już obudziły.
- Mama - Usłyszałem zachrypiały głos naszych dzieci, na które od razu zwróciłem swoją uwagę.
- Już nie śpicie, jak dobrze zjecie coś? - Od razu poświęciłem im całą swoją uwagę. Wiedząc, że w tej chwili to właśnie tego było im trzeba.
- Naleśniki - Stwierdziły jednogłośnie, z czego nawet się ucieszyłem, co jak co ale siły na robienie lepszych obiadów to ja nie miałem.
Wstając z kolan męża, podszedłem do maluchów, aby przytulić je do siebie, ucałować w czoło dopiero wtedy mogąc pójść do kuchni, pozostawiając dzieci pod opieką tatusia, który zdecydowanie lepiej się nimi zaopiekuje niż służące, które nawet z jednym dzieckiem nie były w stanie sobie poradzić.
Nie mogło być jednak wszystko po mojej myśli, maluchy wraz z tatą pojawiły się w kuchni po kilku minutach, od przygotowywania ciasta na naleśniki a co gorsza każde z nich chciało mi pomóc, nie rozumiejąc, że takim zachowaniem troszeczkę mi przeszkadzają.
- Sorey zabierz dzieci, przeszkadzacie mi tu - Odezwałem się, gdy nie byłem w stanie pilnować całej tej trójki, która przeszkadzała mi, a nie pomagała w kuchni.
- Chcemy ci pomóc - Mruknął, pusząc swoje policzki.
- Nie pomagacie przeszkadzacie - Mruknąłem, wyrzucając ich z kuchni, mając już dość ich towarzystwa, chcąc spokojnie gotować bez przeszkadzających mi bliskich.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz