wtorek, 2 stycznia 2024

Od Daisuke CD Haru

 Kiedy Haru nie było w domu, nie zrobiłem wiele. Tylko się przebrałem, wyszedłem z Kodą na miasto, by coś zjeść i głodnym nie być przez resztę dnia, a potem wróciłem do tego zimnego domku i na niego czekałem. I to czekałem z niecierpliwością oraz zdenerwowaniem. Nie wiedziałem, ile go nie będzie, bo nie dość, że musi być na tym obiedzie, to później jeszcze musi zrobić zakupy. Miałem nadzieję, że wziął moją sakiewkę z pieniędzmi, by kupić jakieś fajne, droższe i bardziej wykwintne produkty, by naprawdę mnie jutro zaskoczyć. Chociaż, wcale mnie nie musi mnie zaskakiwać. Wystarczy, że do mnie wróci, bo jakoś tak dziwnie się bez niego czułem. Następnym razem na pewno nie zgodzę się na coś takiego i będę wolał z nim chodzić na takie wydarzenia. Dla swojego i jego spokoju. 
Siedziałem w sypialni na fotelu przed rozpalonym kominkiem i psem przy stopach, kiedy Haru wrócił. Słysząc zamykające się drzwi odłożyłem książkę na bok i przyszedłem się z nim przywitać. W końcu będę mógł się do niego przytulić. I trochę mu ponarzekać i poudawać, że jestem na niego obrażony, by zwrócił na mnie większą uwagę, chwycił za moje biodra, powiedział, że mnie kocha... tak, tego brakowało mi w życiu. 
– Trochę cię nie było. Gdzie masz zakupy? Wszystko w porządku? – ostatnie pytanie zadałem, kiedy dostrzegłem jego oczy. Wydawały mi się jakieś takie dziwnie ciemne. Wiem, że oświetlenie tutaj było beznadziejne, ale jeszcze ani razu nie widziałem, żeby jego tęczówki były takie ciemne. Zawsze miały taki cudowny kolor szczerego złota. A teraz? To złoto było takie zanieczyszczone. Mętne. – Chory jesteś? – dodałem, podchodząc bliżej do niego. Też jakiś taki dziwny mi się wydawał. Nie odpowiedział na żadne moje pytanie. Właściwie, to w ogóle na mnie nie zwracał uwagi. Poza zamknięciem drzwi, nie zrobił nic po wejściu do domu; nie zdjął ani butów, ani tej swojej bluzy. Jakby się tak trochę... zawiesił. Chciałem dotknąć jego czoła, by sprawdzić, czy nie ma gorączki, i w tym samym momencie odwrócił głowę w moją stronę. Trochę mnie tym przeraził, ale zachowałem opanowanie. 
– Musimy zerwać – obwieścił, co mnie zaskoczyło, i to w ten mniej pozytywnym znaczeniu. 
– Słucham? – spytałem, mając nadzieję, że się przesłyszałem. Jak to zerwać? Po tym wszystkim, co dla niego zrobiłem? Po tym, przez co przeszliśmy? Miałem nadzieję, że to jakichś głupi żart. Albo bardzo beznadziejna próba oświadczenia się. I czy to będzie jedno, czy drugie, to i tak dostanie wpierw łeb. 
– Musimy zerwać. Teraz. Nie wiem w ogóle, czemu ja z tobą byłem, jesteś okropnym człowiekiem, cały czas myślisz tylko o sobie, ciągle mną pomiatasz, traktujesz gorzej niż psa, mam tego dosyć – wyznał, co mnie zaskoczyło. 
– Pomiatam? Zawsze staram się dla ciebie, pilnuję, by wszystkie twoje potrzeby były zaspokojone, dbam o twoje zdrowie, a ty mi mówisz, że tobą pomiatam? Skoro twierdzisz, że tobą pomiatam, to idź sobie do tej twojej przyjaciółeczki – syknąłem, wściekły na niego za te słowa. Bolały mnie. Nie jestem najdelikatniejszy, nie jestem najsympatyczniejszy, a na początku faktycznie byłem samolubny, ale odkąd jesteśmy razem, to jego dobro było najważniejsze. Nie mogłem uwierzyć, że postrzegał to tak, jakbym nim pomiatał, a pijany nie był. Więc może Kana coś mu wmówiła? Niby taka milutka, i kochana, ale jakoś pewnie go zmanipulowała, bo takie są kobiety. 
– A żebyś wiedział, że pójdę. Bo ona, w przeciwieństwie do ciebie, ma na względzie moje dobro. I jest wspaniała, przekochana i przecudowna. A ty? Zasrany bogacz myślący tylko o sobie. 
Tego było już za wiele. Nim się zorientowałem moja dłoń wylądowała na jego policzku z głośnym plaśnięciem i zaraz po tym opuściłem jego dom, nie kwapiąc się nawet, by założyć na swoje ramiona płaszcz. Chciałem jak najszybciej oddalić się od niego, nim powiem lub zrobię coś, czego później będę żałować, a byłem w takich emocjach, że było to wielce prawdopodobne. 

<Piesku? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz