wtorek, 2 stycznia 2024

Od Mikleo CD Soreya

 Naprawdę byłem zmartwiony tym niecodziennym zachowaniem mojego męża, które zdarzało mu się pokazywać, gdy bolało go serce, ale czy teraz może boleć go serce? To znaczy. Wiem, że może, ale czy aż tak bardzo, aby zachowywał się tak samo, jak podczas zawału? Zaczynam się niepokoić, Mam tylko nadzieję, że z powodu tego całego porwania naszej córki mojemu mężowi nic złego się nie stanie, już i tak sam źle się czuję, świadom tego, co złego się dzieje i nie wiem, jak jeszcze bym zniósł, gdyby i on czuł się źle.
- Dobrze, ale jeśli coś by ci się działo, proszę, powiedz mi o tym, chciałbym wiedzieć, by w razie co jakoś zareagować, nie chcę, by jeszcze tobie stała się krzywda, już i tak wystarczająco dużo złego dzieje się dnia dzisiejszego - Poprosiłem, podchodząc bliżej niego samego, aby położyć dłoń na jego policzku, patrząc mu głęboko w oczy.
- Aniołku O mnie się naprawdę nie martw, ja sobie poradzę, teraz najważniejsze jest, aby odnaleźć naszą córkę, w tej chwili tylko ona się liczy - Odpowiedział mi, całując wierzch mojej dłoni, nim ruszył w drogę w stronę małej chatki, która znajdowała się obok apteki.
Chatka na pozór stara i zaniedbana aż ciężko by było przyznać, że w ogóle ktokolwiek tam mieszka.
- To tu - Odezwałem się, zatrzymując przed drzwiami małej chatki, pukając do niej kilka razy, czekając na jakąkolwiek reakcję.
- Słucham? - Kobieta, którą szukaliśmy, otworzyła niepewnie drzwi, zerkając to na mnie to na mojego męża.
- Dzień dobry czy rozmawiam z panią Aoi służącą w dworze królewskim? - Zapytałem, przyglądając się uważnie kobiecie, która nagle spanikowała, zachowując się zdecydowanie zbyt dziwnie, trochę tak jakby coś ukrywała przede mną.
- Tak to ja.. To coś ważnego? Ponieważ jestem trochę zajęta - Odpowiedziała, a w głębi domu dało się usłyszeć płacz dziecka, którego dziecka przecież ona nie ma.
- Czy to Hana? - Zapytałem, dobrze znając ten płacz, to moje dziecko, to moja córeczka.
- Nie, to moja córka przepraszam, ale nie mam czasu - Kobieta chciała zamknąć drzwi i pewnie by to zrobiła, gdybym nie chwycił drzwi, wchodząc do środka.
- Hana! - Zawołałem, wchodząc do salonu, gdzie znalazłem moją córeczkę, którą mocno do siebie przytuliłem, starając się ją uspokoić. - Już dobrze słońce nie płacz - Zwróciłem się do córki, całując ją w czoło, zwracając się do kobiety, która przez cały czas próbowała przekonać nas, że to jej dziecko, mimo że córkę swoją poznam, nawet gdy oślepnę.
- Zostaw ją to moja córka - Kobieta krzyknęła, chcąc rzucić się na mnie, aby wyrwać mi dziecko z dłoni i pewnie by to zrobiła, gdyby nie Sorey, który odciągnął ode mnie kobietę, którą uchwycił mocno, aby ta nie szarpała się za bardzo.
- Dlaczego zabrałaś nasze dziecko? Co jest z tobą nie tak kobieto? - Warknął zły Sorey, zwracając jej uwagę, mocno szarpiąc kobietę za ramiona.
- Bo ja chciałam mieć dziecko, a wy, wy macie dwoje, o jedno za dużo jak dla was - Gdy to powiedziała, wybuchnąłem złością, krzycząc na kobietę, zabierając naszą córkę z domu tej złodziejki, którą powinniśmy oddać w ręce straży, niech się cieszę, że tego nie zrobiliśmy.
- Co za baba - Warknąłem zły, dopiero po chwili odwracając głowę w stronę męża. - Sorey? Hej? Boli cię coś? - Zmartwiony podszedłem do niego z córką, trzymaną na rękach widząc, że coś jest ewidentnie nie tak z moim mężem, nawet jeśli ten próbuję mi wmówić, że tak nie jest.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz