Nawet nie chciało mi się komentować tego, co on właśnie do mnie mówił, przecież był zmęczony, a do tego dzieci spały tuż obok niego, jeśli się poruszy lub spróbuje wstać z kanapy, obudzi je, a przecież tego nie chcemy, jeśli potrzebują snu, niech sobie śpią, a jeśli potrzebują do tego taty, niech tata leży przy nich i niech lepiej niech nie próbuje wyszukać sobie zajęć, które nie są mu do niczego potrzebne, ja i tak w planach nie mam już nic dziś robić no może nic poza obiadem, bo go nasze dzieci mogą chcieć zjeść, z długiej strony może być jednak inaczej, może być tak, że głodne nie będą a wszystko to z powodu stresu, z którym dziś musiały mieć styczność.
- Nic kochanie, nie musisz robić zupełnie nic - Odpowiedziałem, zgodnie z prawdą łagodnie się do niego uśmiechając.
- Ale.. - Zaczął, no i zapewne by skończyło, gdyby nie to, że go ubiegłem, nie chcąc, aby mówił dalej, bo i co on może mi powiedzieć? Miki chce ci pomóc, nie mogę pozwolić, abyś robił wszystko sam? Już ja dobrze znam jego słowa i wiem, również co powiedzieć mi chce.
- Nie ma żadnego, ale nie musisz mi pomagać, bo i nic robić dziś nie chce, może jedynie przygotuję obiad, o ile w ogóle dzieci będą chciały go zjeść - Wytłumaczyłem, dając mu jasno do zrozumienia, że nie chce nic już na ten temat słyszeć, już wystarczy tego dobrego, nie wiem jak to możliwe, ale Sorey dziś zachowywał się tak, jakby miał zawał, a to naprawdę mnie martwiło, bo, mimo że anioł na zawał umrzeć nie może, jego stan i zachowanie nie wskazywało na nic dobrego, ewidentnie coś było nie tak z nim, a więc musi dojść teraz do siebie, zdania zdecydowanie nie zmienię.
- W takim razie zrobię dzisiaj obiad dla dzieci - Stwierdził, zachowując się troszeczkę tak, jakby mnie w ogóle nie słyszał, a może słyszał, ale mnie nie słuchał.
- Sorey kotku czy ty mnie w ogóle słuchasz? - Zapytałem, mimo tego, że doskonale znałem już odpowiedź, on rzadko kiedy słucha, a jeśli już słucha, to w ogóle nie słyszy tego, co do niego mówię.
- No tak, powiedziałeś, że trzeba zrobić obiad dla dzieci - No i on jak zwykle słyszy to, co chce.
- Niezupełnie, powiedziałem, że ja przygotuję obiad, o ile w ogóle nasze dzieci będą chciały coś zjeść - Powtórzyłem, mając nadzieję, że tym razem dojdzie, do niego to, co mówię. Chociaż kogo ja chce, oszukać oboje dobrze wiemy, że tak nie będzie.
- No tak, ale ty musisz odpoczywać a ja, ja mogę pracować - Uparty osioł, z którym chyba nigdy nie będę w stanie się w co poniektórych sprawach dogadać.
- Nie Sorey, nie zrozumieliśmy się, ty leżysz, ja pracuje tyle w temacie - Powiedziałem to po raz ostatni, wychodząc z salonu, wprost do kuchni gdzie chciałem zabrać się przede wszystkim za jakieś drobne prace, które były podstawą, nim rozpoczęło się gotowanie posiłku.
- No to w czym mam ci pomóc? - Zaskoczył mnie, wstając z kanapy, nie budząc dzieci.
- Sorey?
- Co? - Zapytał, uśmiechając się do mnie głupkowato, chcąc wziąć do rąk garnki, z którymi nieomal co się wywrócił, z powodu braku równowagi, co za tępy osioł..
- Czy ciebie bóg opuścił? - Zły na jego za jego głupotę, podszedłem bliżej, zabierając od niego garnki, pomagając mu usiąść na krześle. - Ledwo co trzymasz się na nogach, człowieku przestań sobie szukać pracy, naprawdę uspokój się - Mówiłem do niego jak do małego dziecka, mając nadzieję, że w końcu dojdzie do niego to, co mówię..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz