To co mi powiedział, było naprawdę bardzo, ale to bardzo urocze, kochany mój, jak on zawsze wie co powiedzieć, aby moje serce zabiło szybciej no i jak go tu nie kochać? I jak on może mówić mi, że opowiada głupoty, gdy tak naprawdę nie jest, tylko on tego nie dostrzega, a to akurat bardzo przykre, bo ja widzę w nim coś, czego on nigdy chyba nie dostrzeże.
Uśmiech sam wskoczył mi na usta, gdy usłyszałem jego słowa, w odpowiedzi ucałowałem jego policzek, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że wrócił dla mnie, wrócił, bo go potrzebowałem, bo bez niego nie poradziłbym sobie, ale teraz, teraz gdy jest obok mnie, nie potrzebuję już nic innego, nic poza nim samym. I mam nadzieję, że tego właśnie jest świadom. Bo jak to już w życiu jest, dzieci mogą odejść w swoją stronę tak, jak widać to po starszych, przyjaciele umrą, ale my, my będziemy już na zawsze razem, no co Bóg złączył, nikt już nie rozłączy.
Kolacja z synem i jego narzeczonym była naprawdę bardzo przyjemna no i ja nie wiem, czym Sorey się tak martwił, mówiłem mu, że wszystko będzie dobrze, ale po co mi wierzyć prawda? On naprawdę za bardzo czasem panikuję, nawet jak ta panika nie ma najmniejszego sensu.
- I co było aż tak źle? - Zapytałem męża, gdy tylko opuściliśmy rezydencje Yuty, mogąc w tej chwili spokojnie sobie porozmawiać o całej tej kolacji i jej przebiegu.
- Było jeszcze gorzej, niż przypuszczałem - No i te słowa mnie zaskoczyły, czemu niby było gorzej? Przecież nic złego się nie stało, nikt się źle do niego nie odezwał, Yuta go ewidentnie polubił a to chyba ważne czyż nie? W końcu i Merlin zmienił o nim zdanie, a więc nie może narzekać, a mimo to właśnie to robi tylko dlaczego? Tego jeszcze nie wiem.
- Czekaj, czekaj, chcesz mi powiedzieć, że było aż tak źle? - Odpytałem tak, aby być pewnym, że dobrze to rozumiem.
- Tak - No i po tych słowach już nic nie rozumiałem, a mu naprawdę skąd się to wzięło? On czasem naprawdę potrafi zaskoczyć.
- A jeśli mogę wiedzieć, co było aż tak źle? - Dopytałem, przyglądając mu się z uwagą.
- Wszystko - No i tego oczekiwałem, bo po co komu wyczerpująca odpowiedź jak może powiedzieć wszystko. I sam sobie radź ze zrozumieniem tego, co chce ci przekazać.
Westchnąłem ciężko, niczego już nie rozumiejąc, mój mąż naprawdę czasem jest dziwny.
- Nie będę, chyba już pytał, to po prostu sensu nie ma, wracajmy do domu, Lailah z dzieciakami już na pewno na nas czeka - Odezwałem się po kilku chwilach ciszy, całując go w usta, chcąc już wracać do domu, w końcu wszędzie jest dobrze, ale w swoim domu na swoich warunkach najlepiej.
- Masz rację, wracajmy - Zgodził się ze mną, chwytając moją dłoń, aby prowadzić prosto do domu gdzie dzieci o dziwo spały a Lailah odpoczywała na kanapie, czytając książkę.
- I już jesteście, jak było? - Zapytała, gdy tylko ją dostrzegliśmy.
- Dobrze, tak sobie - W tym samym momencie powiedzieliśmy dwie inne odpowiedzi. Mimo, że byliśmy na tym samym obiedzie.
- Nie słucham go Lailah, on zdecydowanie przesadza - Odezwałem się, gdy Sorey zniknął na schodach. - Chyba wciąż nie wierzy w to, że obiad przebiegł tak spokojnie - Dodałem, siadając obok kobiety, aby powiedzieć jej jak było na obiedzie z synem i jego narzeczonym.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz