środa, 3 stycznia 2024

Od Mikleo CD Soreya

 Całkowicie zapomniałem o tym jutrzejszym obiedzie u Merlina, to co się stało, całkowicie wybiło mi z głowy, myśli o tym, jak to wszystko powinno wyglądać, dzieci ze sobą na pewno nie zabierzemy, bo Merlin i Yuta na pewno nie będą z tego powodu zadowoleni, bo, mimo że Merlin zgodził się, abyśmy zabrali ze sobą dzieci, mówił to w taki sposób, jakby tego nie chciał, a ja bardzo nie chciałem żadnych konfliktów rodzinnych i to tylko dlatego, że nasz syn jest zupełnie inny od reszty naszych dzieci.
- Nie jestem pewien czy to aby na pewno dobry pomysł - Zacząłem dość niepewnie nie wieszać czy aby na pewno chce, a raczej chcemy pojąć do syna i jego narzeczonego.
- Dlaczego? Czekaj nie chcesz tam pojąć? - Podpytał, przyglądając mi się uważnie.
- Nie, tak, a już sam nie wiem, nie chcę, aby nasze dzieci zostały bez nas, Lailah dobrze zajmuje się naszymi dziećmi, ale mimo to obawiam się tego, jak źle nasze dzieci to odbiorą - Wytłumaczyłem, chociaż tak szczerze nie wiem, czy mówiłem dość logicznie, tak samo, jak każdy z nas byłem zmęczony, a więc logika nie szła zgodnie z moimi myślami.
- A może ty pójdziesz, a ja zostanę w domu z dziećmi? No wiesz, Merlin mnie nie lubi, a więc chyba nic się nie stanie, jeśli nie pójdziemy tam razem - Stwierdził, gadają prawdziwe kacapoły, których w ogóle nie rozumiem.
- Co? No chyba sobie żartujesz, nie ma mowy, abym poszedł tam sam, albo idziemy razem, albo żadne z nas - Powiedziałem, patrząc mu prosto w oczy, aby zrozumiał, co do niego mówię, nie wmawiając mi niczego ani tym bardzo sobie, bo to zdecydowanie nie było zbyt zdrowe.
- Miki, Merlin chciał, abyś to ty przyszedł, mnie zaprosił z czystej grzeczności - Gdy to mówił, miałem ochotę przywalić mu w łeb, cóż on za głupoty gada.
- Nie powiedział nigdzie, że nie chce, abyś ty nie przyszedł, właśnie dlatego bardzo proszę, nie opowiadaj głupot, z resztą chyba i tak nie pójdziemy do Merlina - Powtórzyłem, bojąc się o bezpieczeństwo naszych dzień, nikt nie wie, jak zachowają się jutro nasze dzieci, gdy wyjdziemy z domu, mogą to źle odebrać, mogą poczuć się niechciane, mogą pomyśleć, że znów gdzieś idziemy, zostawiając ich pod opieką Lailah.
Mój mąż coś jeszcze chciał, powiedzieć, a jednak powstrzymał się, twierdząc najwidoczniej, że to nie ma najmniejszego sensu, ja swoje on swoje, a i tak nic z tego nigdy nie wynika.
- No dobrze temat jutrzejszego wyjścia omówimy, później teraz idź odpocznij - Poprosiłem, wstając z krzesła, aby ucałować go w czoło, zabierając się za sprzątanie kuchni, aby podczas gotowania miał czysto w kuchni.
Sorey nie odpowiedział, wstając z krzesła, znów chcąc mi pomóc, no i weź, tu z nim rozmawiaj, ja jedno on drugie i zaraz mu przywalę w łeb no i odechce mu się wszystkiego.
- Przepraszam bardzo, co ty robisz? - Podpytałem, widząc, że sprząta blat, opierając się o niego ciężko, najwidoczniej nie będąc w stanie utrzymać się na nogach. - Wyjdź stąd i idź się połóż - Rozkazałem, będąc już na granicy wytrzymałość, aby nie zrobić mu krzywdy za jego głupotę.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz