poniedziałek, 1 stycznia 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Kiedy usłyszałem, że moja córeczka zaginęła, poczułem kłujący ból w klatce piersiowej, w okolicach serca. Nikt jej nie widział, i to od rana. Więc gdybym się tylko ruszył wcześniej, zmobilizował jakoś możliwe, że zdążyłbym przed tą tragedią. Ale nie, wolałem się wyspać. Skorzystać z wolnego domu. Guzdrać się i przedłużać to jak najdłużej. I co z tego mam? Co mi z tego przyszło? Teraz Bóg jeden wie, gdzie ona jest. I co się z nią dzieje. Co, jeżeli stała się jej jakaś krzywda podczas jakiejś zabawy? I to na tyle duża, że... nie, Sorey, nawet o tym nie myśl, na pewno tak nie jest. Może po prostu bawi się z tą służącą w chowanego, albo wyszły obie gdzieś na miasto, albo... No nie, to brzmiało wręcz głupio i groteskowo. I nie prawdziwie. A myśl, że moja mała dziewczynka może być przetrzymywana gdzieś wbrew jej woli, cierpieć, nie żyć powodowała, że kłucie w okolicach serca nasilało się. To było możliwe, że z jakiegoś powodu odnowiły się moje problemy z sercem? Myślałem, że nie jest to możliwe, że takie problemy tyczą się tylko ludzi. Może więc to nic takiego? Lepiej, by Miki nic o tym nie wiedział, na pewno będzie tym zmartwiony, a już to nam przysporzyło wystarczająco dużo zmartwień.
Nie byłem świadomy tego, że Miki cokolwiek do mnie mówi. Dopiero, kiedy poczułem jego chłodne dłonie na tych swoich na chwilę wyrwałem się z tym czarnych myśli, patrząc na niego spojrzeniem przerażonym, spanikowanym. To była moja wina. To wszystko przeze mnie. 
– Znajdziemy ją. Przeszukamy zamek, ogrody. To nie było dawno, gdzieś tu musi być. Gdzie była widziana ostatnio? – mój Miki, kochany Miki jak zwykle myślał. I starał się działać, podczas kiedy ja jeszcze przetwarzałem te informacje. 
– Bawiły się na pierwszym piętrze – odpowiedziała, a Miki mocno złapał mnie za rękę i pociągnął na górę. 
Wchodziliśmy do każdego pokoju, zaglądając do każdego kąta i cały czas ją nawołując. Także pytaliśmy się przechodzących po korytarzu służących i strażników, czy gdzieś jej nie widzieli, i wszyscy do tej pory kręcili przecząco głowami. Im więcej czasu mijało, tym Mikleo był bardziej spanikowany. Rozumiałem to doskonale, czułem przecież to samo. Ale coś czułem, że jeżeli ja też zacznę panikować, to nic dobrego z tego nie wyjdzie. Dlatego ignorując ogarniające moje ciało przerażenie oraz nieprzemijające kłucie w klatce piersiowej, podszedłem do mojego męża, by przytulić go do siebie. Miałem nadzieję, że to go choć odrobinkę uspokoi. 
– Rozejrzę się za nią w ogrodach. Ty powinieneś udać się do Haru – powiedziałem, gładząc go po jego cudownych włosach. 
– Poszukam jej razem z tobą – zaproponował, oczywiście nie mogąc zrobić tego, o co go poprosiłem. To akurat było zupełnie w jego stylu. 
– Haru cię potrzebuje. Wiesz, jak bardzo jest związany z Haną, na pewno jest teraz niespokojny, twoja obecność mu pomoże. A ja znajdę Hanę. Obiecuję ci, że wrócę do ciebie z naszą księżniczką – odpowiedziałem, uśmiechając się do niego jak najbardziej uspokajająco, jak tylko mogłem. Dużo mnie to kosztowało, ale chyba się udało. A przynajmniej tak mi się wydawało. 


<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz