środa, 10 stycznia 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Mimo, że zacząłem się martwić o mojego męża, który bardzo długo do nas nie wracał, starałem się zachować względny spokój, by dzieci się nie denerwowały. Wystarczy, że ja to robię. I bardzo prawdopodobne było to, że też mogę tak troszkę przesadzać. Nie miałem w końcu za bardzo pojęcia, jak długo trwa zapisywanie dzieci do szkoły. Jak chodzi o te takie sprawy biurowe, oficjalne, no to ja w ogóle nie wiem, na czym to polega i co trzeba robić, by to zrobić. A takie rzeczy raczej powinno się wiedzieć, jak się jest dorosłym. Chociaż, czy ja jestem dorosły? Jestem raptem o dwa lata starszy od naszych dzieci. Wyglądam oczywiście znacznie starzej, ale tak umysłowo... no, może faktycznie tak taki troszkę starszy jestem. Ale tak troszkę. Chyba dzieci niedługo już mnie przegonią. 
Zacząłem się brać za obiad, bo powoli ta pora się zbliżała, i mój mąż nie wracał. Co więcej, dzieci zaczęły pytać, gdzie jest mama i kiedy wróci. Mówiłem, że pewnie jeszcze musi załatwić kilka rzeczy, ale niepokój u mnie także się pogłębiał. Zdecydowanie trwało to zbyt długo. Może faktycznie poszedł na ten targ? No ale po co, skoro czysto teoretycznie mamy wszystko? Powinienem po jego pójść z dziećmi? Pewnie gdybym wiedział, gdzie iść, no to bym już po niego wyruszył, ale nie zapytałem się, gdzie jest ta szkoła. Zresztą, nawet jakbym się zapytał, to do tej pory bym zapomniał. Albo się zgubił. Dalej nie ogarniam miasta. Tyle lat tu mieszkam, chodzę przecież po nim, i co? Grunt, że wiem, jak dotrzeć do naszych dzieci, na rynek, do katedry i do zamku. Więcej wiedzieć nie muszę i nie chcę. Raz wszedłem w złą uliczkę za biednym chłopcem, który potrzebował pomocy, i co? I nie skończyło się to dla mnie dobrze. 
Kiedy już naprawdę odchodziłem od zmysłów usłyszałem głośne szczekanie psa i już po chwili do środka wszedł Miki. Dzieci pierwsze pobiegły się przywitać, ja z kolei dokończyłem krojenie warzyw, które zaraz zamierzałem dodać do gotującej się zupy jarzynowej. Jest w domu, więc mogłem odetchnąć z ulgą. Może faktycznie się przeciągnęły te wszystkie sprawy papierowe? Może jednak czasem odrobinkę przesadzam. 
- Tato? Z mamą jest coś nie tak – usłyszałem za sobą smutny głos Hany, który sprawił, że serce podskoczyło mi do gardła. 
- Co się stało? – spytałem, odwracając się w stronę mojej córeczki. 
- Jest cała poobijana. I jakaś taka... nie wiem. Nie cieszy się – wyjaśniła najlepiej, jak potrafiła. – Jest teraz z Haru w salonie – dodała. 
- Już zaraz zobaczę, co się stało – odparłem, szybko dodając warzywa do zupy i zaraz po tym udałem się do salony. 
Miki faktycznie był poobijany, jego ubrania były poszarpane, a oczy jakieś takie... dziwne. Puste. Matowe. Ciemne. Gdzie są te piękne iskierki w jego oczach? Co tam się stało? Bo chyba coś więcej niż jakaś zwykła napaść. Tylko zanim cokolwiek z tym zrobię muszę się dowiedzieć, co się stało. 
- Owieczko, wszystko w porządku? Co się stało? Ktoś cię napadł? Boli cię coś? – spytałem trochę spanikowany, podchodząc do niego i chwytając jego lodowate ręce, wpatrując się w niego z uwagą. Nie widziałem żadnych większych obrażeń, jakieś obtarcia, siniaki, ale żadnej krwi. A co, jeżeli nabawił się jakichś obrażeń wewnętrznych? Chyba trzeba się będzie udać do Lailah. Tak na wszelki. Ale najpierw usłyszeć muszę, co się stało. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz