piątek, 12 stycznia 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Lailah poinformowała mnie, że spróbuje namierzyć heliona i zaraz po tym najszybciej go oczyścić, by Mikleo odzyskał emocje. Oczywiście od razu zaproponowałem swoją pomoc, bo czułem, że tak trzeba. I też oczywiście chciałem to zrobić. To był mój mąż, więc musiałem zadbać o jego stan. No i też musiałem to zrobić, bo to przeze mnie w takim stanie aktualnie był. Gdybym wtedy z nim poszedł do tej szkoły, nic by się takiego nie stało. Znaczy się, nie wiem, czy by się stało, czy by się nie stało, ale zrobiłbym wszystko, by temu zapobiec, nawet jeżeli to ja miałbym stracić emocje. Że też ja muszę być taki głupi i nie myśleć przyszłościowo, i o innych, a tylko o sobie. Że też Miki ze mną jest...
Lailah jednak nie chciała się zgodzić. Powiedziała, że muszę być przy Mikim, i przy dzieciach, które to przecież nie rozumieją, co się dzieje. I to mnie przekonało. Przecież musiałem przypilnować bliźniaki. Nie mogłem je przecież zostawić Alishy, albo Misaki i iść z Lailah szukać tego paskudztwa, które zniszczyło mojego męża. No i sam Miki... na niego też powinienem uważać i pilnować, by nic dziwnego nie zrobił. Nie wiem, jak powinienem go traktować. Cokolwiek bym nie robił, jakkolwiek bym się nie zachował, nie otrzymywałem żadnej odpowiedzi i żadnej reakcji. I skąd mam wiedzieć, co robić, by było mu dobrze? 
- Samo znalezienie heliona problemem nie będzie, dosyć szybko powinnam go namierzyć. Mikleo wkrótce wróci do siebie – odpowiedziała uspokajająco, ale ja nie byłem za bardzo uspokojony. Nie za bardzo wiedziałem, co robić, jak robić... nie miałem jednak zbytnio czasu na panikę. Tylko się skupić musiałem. 
- Tylko żebyś też nie straciła emocji. Nie chciałbym, żebyś i ty ucierpiała – powiedziałem zaniepokojony, patrząc na zamknięte drzwi prowadzących do naszej sypialni, gdzie był Miki.
- Wezmę pomoc, o mnie się nie martw – odpowiedziała, dalej utrzymując taki spokojny, opanowany ton. 
Pogadałem jeszcze chwilę z Lailah, a następnie kobieta pożegnała się z moimi smutnymi bliźniakami i opuściła nasz dom. A ja musiałem zająć się z dziećmi, które były strasznie markotne. Zachowałem jednak do nich cierpliwość, bo doskonale wiedziałem, co jest tego przyczyną. Martwiły się o mamę, i bardzo chciały przy niej być, na co nie chciałem się zgodzić, i to z dwóch powodów. Po pierwsze, Miki ewidentnie nie miał ochoty na cokolwiek, a obecność dzieci może być męcząca. A po drugie nie chciałbym, by taki beznamiętny i bezemocjonalny Miki utkwił im w pamięci. To nie jest miły widok.
Po małej wojnie w końcu położyłem dzieci spać, a następnie zabrałem się za opiekę nad zwierzętami, które przecież też musiały dostać jeść, i dostać troszkę atencji... dopiero więc późnym wieczorem miałem chwilę dla siebie, i jak ją spędziłem? Oczywiście skupiając się na Mikleo. Nie byłem pewien, czy chce, bym z nim spał, czy też nie, dlatego postanowiłem nie ryzykować i po prostu zająłem miejsce w bujanym fotelu i po prostu go obserwować. Nie byłem pewien, czy spał, czy może sobie tak leżał, bo jego twarz była skierowana w stronę okna, no i też nie reagował na mnie w ogóle, więc już wolałem siedzieć cicho i go obserwować dopóki nie znuży mnie sen. O ile w ogóle mnie znuży. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz