czwartek, 4 stycznia 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Nie rozumiałem, czemu Miki nas wygania. Przecież mogliśmy pomóc. Gdyby tak odpowiednio rozdzielił obowiązki, byłoby to możliwe. Wiem, bo tak nie raz robiłem, nawet podczas robienia naleśników. Po raz kolejny tego dnia musiałem opuścić kuchnię i jakoś zająć się dziećmi, które zadowolone nie były, podobnie jak i ja, no ale cóż zrobić? Normalnie jeszcze bym trochę molestował Miki'ego, dopóki by się nie zgodził, no ale mając pod opieką dzieci nie będę tego robił, bo jeszcze by to podpatrzyły i męczyły go za każdym razem tak samo. A to jest zachowanie, którego nie chciałbym, by ode mnie podpatrzyli. Wystarczy już, że ja męczę Miki'ego i musi mnie znosić. 
– Naleśniki gotowe – usłyszałem głos Mikleo, dlatego zabrałem dzieci z powrotem do kuchni. 
Myślałem, że Miki przygotował naleśniki już z farszem, ale pomyślał o dzieciach i przygotował twarożek oraz dżem, by same sobie posmarowały. Oj, jakie one szczęśliwe były z tego powodu. Nie za bardzo potrafiłem zrozumieć, co takiego jest fajnego w nakładaniu farszu do naleśników, ale skoro dzieciom się podobało, to ja nie miałem żadnych pytań. Poczekałem, aż sobie nałożą tyle, ile chcą, i zabrałem się za wycieranie blatu. Czułem się już znacznie lepiej. Jeszcze troszkę się przespałem, kiedy Miki tam do mnie przyszedł na kolana i sam zasnął, bo co innego miałem zrobić? Dzieci spały, Miki spał, do robienia nic nie miałem, to oczy jakoś tak same mi się zamknęły. Ale to dobrze, bo teraz mam siłę, nie słaniam się na nogach i mogę posprzątać. Miki wszystko przygotował, ja wszystko posprzątam, czyli tak, jak być powinno. Chociaż, po dłuższym zastanowieniu, to powinno być tak, bym mu pomógł także w przygotowaniach. Albo jeszcze lepiej, powinienem zrobić to wszystko samemu. 
– Czy ty ubrudziłeś koszulę dżemem? Tutaj, na dole po prawej – słysząc głos mojej Owieczki zerknąłem w dół, i faktycznie, była tam mała, czerwona plamka. No, może nie aż taka mała, ale czy jakoś specjalnie duża, to też nie. Na pewno widoczna, bo jeszcze na białym to bardzo wybijało.
– Wygląda na to, że tak – przyznałem, kontynuując sprzątanie. W odpowiedzi usłyszałem tylko ciężkie westchnienie Mikleo. – Zaraz to dam do prania, tylko dokończę sprzątanie kuchni – dodałem, nie rozumiejąc tego ciężkiego westchnięcia. 
– Tylko, że tego już nie dopierzesz, bo taką plamę z dżemu już się nie dopierze. A to twoja najlepsza koszula – wyznał, czego dalej nie rozumiałem. Czy to była moja najlepsza koszula? No nie wiem. Była najnowsza, więc faktycznie najlepsza... – I w czym ty jutro pójdziesz do Merlina? 
– No... w koszuli? Mam jeszcze jakieś koszule – odpowiedziałem, nie widząc w tym żadnego problemu. 
– Merlin na pewno wymaga od nas, byśmy się prezentowali na tym obiedzie – wyjaśnił, przyglądając mi się z uwagą, jakby w głowie analizował sobie wiele opcji naraz. 
– Skoro wymaga od nas, byśmy się prezentowali, to lepiej, bym ja nie poszedł, bo niezależnie, czy ubrałbym się w najlepsze rzeczy, jakie mam, czy w najgorsze, to i tak nigdy się prezentować nie będę – odpowiedziałem szczerze, zabierając się za zmywanie naczyń, nim to wszystko wszystko zaschnie i będzie trudniejsze do umycia. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz