Dalej nie byłem przekonany, czy to taki dobry pomysł. Hana była zachwycona, ale Haru już tak niezbyt. Oczywiście po chwili troszkę zdanie zmienił, bo jego siostra też ucieszona była, ale jak na moje i tak wyglądał na jeszcze troszkę przestraszonego. I to mnie martwiło. Nie chciałem, by się do czegoś zmuszał, ale już czułem, że Miki mnie nie posłucha. Może jak będzie się tam bardzo źle czuł, to Miki'ego uda się przekonać do tego, by został w domu? Zadbałbym o to domowe nauczanie. Odprowadzałbym go do zamku, albo pilnował tutaj nauczycieli. Zresztą, zamek nie jest taką złą opcją, Alisha drugi raz nie pozwoliłaby na coś takiego. Może gdybym o tym wczoraj powiedział Mikleo, to by się ze mną zgodził...? Teraz już na to trochę za późno. Za długo myślę. Powinienem myśleć szybciej.
– Haru na bardzo przekonanego nie wyglądał – zauważyłem ze zmartwieniem, oczywiście niepokojąc się o syna. O każde z moich dzieci się niepokoję i niepokoić będę tak długo, dopóki żyję ja. I oni, oczywiście.
– Ale się przekona. Zobaczysz, wyjdzie im to na zdrowie – odparł, całując mnie w policzek.
– No nie wiem. Jest tyle rzeczy, które mogą pójść nie tak... – zacząłem niepewnie, dalej niezbyt przekonany.
– Uspokój się, słońce, bo znów możesz mieć problem z sercem – przypomniał mi, na co westchnąłem ciężko. Próbowaliśmy dowiedzieć się, co było z nim nie tak, no i się nie dowiedzieliśmy. Lailah nie miała pojęcia, co się że mną dzieje. Powiedziała nam, że pierwszy raz się z czymś takim spotkała i że dla mojego dobra powinienem po prostu unikać stresowanie się, trochę tak jak wtedy, kiedy byłem człowiekiem. No ale jak tu się nie stresować, kiedy moim dzieciom się krzywda może stać. I to na każdym kroku. Może faktycznie za bardzo się tym wszystkim przejmuję? No ale jeżeli ja się nie będę przejmował, to kto to będzie robił? Wziąłem na siebie ten ciężar i jakoś sobie z nim dam radę. Zwłaszcza, że od tego ostatniego razu to już się nie powtórzyło.
– Ależ ja jestem bardzo spokojny, tylko troszkę się o dzieci martwię, to wszystko – wyjaśniłem, uśmiechając się do niego uspokajająco. – Pójdę przygotować śniadanie. Masz jakieś specjalne życzenia? – zapytałem, przyglądając się mu z uwagą. Trochę pogodziłem się z myślą, że moje zdanie nie ma tu najmniejszej wartości. I tak dobrze, że Miki mówi mi o swoich planach. Równie dobrze mógłby tego nie mówić, skoro i tak nie mam nic do powiedzenia. Czasem moje zdanie pod uwagę brane jest, ale jakoś tak... niezbyt to często jest. Ale chyba taka jest rola ojca. Może kiedyś się do tego przyzwyczaję.
– Jestem pewien, że cokolwiek byś nie zrobił, będzie dobre – odpowiedział, uśmiechając się do mnie słodko. Robił to, by mnie udobruchać. Zawsze uśmiechał się w ten sposób, by mnie udobruchać. Trochę już go poznałem, i wiem mniej więcej, czego się po nim spodziewać. Dalej potrafi mnie zaskakiwać. I to nawet bardzo często.
– Mam więc nadzieję, że naleśniki zasmakują – odparłem, proponując pierwsze, co mi przyszło do głowy.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz