Propozycja Haru związana z promocją odrobinkę mnie zaskoczyła. Owszem, raczej była z niego istota dosyć pomocna, ale to, co dzisiaj zamierzałem zrobić, było związane tylko i wyłącznie z dokumentacją, a on strasznie nie lubił takiej pracy. W straży tylko i wyłącznie mnie dawał takie zadania pod pretekstem nauki, bo przecież byłem nowy i musiałem się uczyć mimo, że i tak to dobrze ogarniałem. Chyba, że po Haru jeszcze nie wie, co zamierzam robić. Tak, wiem, miałem nie pracować, no ale jak widzę tę stertę listów, to mnie szlag trafia. A tak to je szybko przejrzę, jedne wyrzucę, na jedne odpiszę, i moje sumienie było spokojne.
- Jesteś pewien, że tego chcesz? Chcę zająć się dzisiaj listami – zapytałem, podchodząc do szafy, by wybrać strój na dzisiejszy dzień, jednocześnie powoli planując sobie dzisiejszy dzień. Wpierw oczywiście kawa i śniadanie, potem te listy, i może jak skończę, to może najwyższa pora wrócić do ćwiczeń? Myślę, że to dobrze mi zrobi. I jak Haru będzie chciał, to będzie mógł poćwiczyć ze mną. Dawno w końcu razem nie ćwiczyliśmy.
- Domyślam się. I zdania nie zmieniam – odpowiedział, podchodząc do mnie i przytulając się do moich pleców, trochę tym samym ograniczając mój ruch. – Pomogę ci na tyle, a ile mogę. A potem coś się wymyśli, by razem spędzić miło czas – dodał, całując mnie w policzek.
- Skoro tego chcesz, to ci nie będę tego zabraniał – odparłem, biorąc do rąk czarne spodnie i ciemnofioletową koszulę. – Ale wpierw śniadanie, potem praca. Dlatego ubieraj się, bardzo proszę. Im szybciej się za to weźmiemy, tym szybciej będę spokojniejszy.
- Oczywiście – wyszczerzył się do mnie głupkowato, a następnie ucałował mnie w policzek.
Nasz poranek, i to taki dosyć późny poranek, minął nam dosyć spokojnie. Dzisiaj, kiedy w sumie nigdzie nie wychodziłem, wyglądałem całkiem nieźle. I twarz idealna, i włosy układały się tak, jak tego chciałem, i ubranie, pomimo tego, że bardzo proste, i kompletnie do mnie nie pasujące, wyglądały na mnie idealnie. A wczoraj, jak musiałem się pokazać ludziom, byłem paskudny. Złośliwość losu, jak to się mówi.
Kiedy i my zjedliśmy śniadanie, i nasze dwa kociaki, które całkiem się ze sobą polubiły, przyszła pora na pracę. Tak jak podejrzewałem, było trochę ofert matrymonialnych, i tych bardzo chamskich, i tych takich bardziej subtelny, ale wśród tych wszystkich śmieci znalazły się także bardzo ważne papiery, jak chociażby rachunki, które i tak będę opłacał dopiero pod koniec miesiąca, oraz zaproszenie na przyjęcie organizowane przez gildię kupiecką. I po odczytaniu daty trochę tak sposępniałem. Jeżeli dobrze mi się wydawało, to Haru będzie i w tym dniu w pracy, następnego dnia także będzie musiał do niej iść, więc wyjdzie na to, że będę musiał iść sam. A to już mi się nie do końca podobało. No nic, nie będę tam przecież sam, będzie tam jeszcze wielu gości, więc jakoś przeżyję.
- Idziesz do pracy dziewiątego? – zapytałem dla pewności, odrywając na chwilę wzrok od pergaminu, by zerknąć na Haru, który kiwnął głową na moje pytanie. – I dziesiątego też?
- Tak. A co, stało się coś? – zapytał, podnosząc głowę.
- Dostałem zaproszenie na przyjęcie, na które raczej muszę iść, moja nieobecność mogłaby zostać źle odebrana i cienko mogłoby być z tą współpracą. Dlatego pójdę sam – odparłem, odkładając pergamin na bok. Znacznie lepiej czułbym się, gdyby Haru mógłby pójść ze mną, ale wychodzi na to, że za te kilka dni będę musiał znów widzieć się z Kaito. A tak miło się ten dzień zapowiadał.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz